poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział XI

Jón podszedł do samochodu od mojej strony i otworzył tylnie drzwi, gdzie wrzucił wszystkie reklamówki.
Następnie otworzył moje i zaprezentował mi dwie, nowiusieńkie kule.
-Zwariowałeś?- zapytałam zaskoczona -Przecież to musiało kosztować...-
-Bez przesady. Stać mnie jeszcze na takie rzeczy. A dla ciebie w tym momencie są raczej niezbędne- odpowiedział uśmiechając się -Podobają ci się?-
-Mogą być- odpowiedziałam zrezygnowana, wzruszając ramaionami. Wogle co to za pytanie? Byłam w zupełnie odmiennym od niego nastroju.
Jón pokręcił tylko głową, zamknął moje drzwi, schował kule na tył i poszedł na swoje miejsce, za kierownice.
Gdy tylko wszedł od razu zadzwonił telefon. Odebrał, ale nie zamierzał przez to rezygnować z jazdy. Rozmawiając ruszył przez parking na wyjazd i niedługo potem znaleźliśmy się na pierwszym dużym Wrocławskim osiedlu - Partynice, które słyną z popularnej w całej Polsce stadniny koni, o tej samej nazwie. Tak się zamyśliłam nad ostatnimi wydarzeniami i zapatrzyłam na mijane po drodze latarnie, że po pierwsze kompletnie nie słuchałam, jak zwykle to bywa, jego szwedzkojęzycznej rozmowy, a po drugie dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że zjechaliśmy z głównej drogi i podążaliśmy teraz jakąś osiedlową uliczką. Popatrzyłam na Jóna zdumiona, ale ten cały czas zajęty był rozmową. Zakończył ją dopiero tuż przed tym, jak zaparkowaliśmy na poboczu.
-Przepraszam. Praca...-odpowiedział spokojnie wyłączając silnik i odpinając pas -No to co. Jesteśmy...-
Spojrzał na mnie uśmiechając się lekko, jakby w ogóle nie dostrzegając mojego ździwienia.
Rozglądnęłam się przez szyby dookoła.Staliśmy na czymś w rodzaju ślepego zaułku otoczonego domkami i drzewami.
-Ale... właściwie to gdzie?- zapytałam lekko zaniepokojona, domyślając się że gdzięś koło jego domu.
-No jak to gdzie? U mnie oczywiście- odpowiedział spokojnie
-Nie no. Przepraszam cię, ale na wizyty to już chyba trochę za późno. Dziękuje ci za odwiezienie, ale jestem zmęczona i wolałabym wrócić już do siebie- Gdyby nie te zdjęcia pewnie poszłabym z nim bez słowa, ale...
-Myślałem raczej, żebyś została u mnie na noc...- zapatrzył się na mnie -Ale oboje dobrze wiemy, że się tego domyśliłaś. Więc po co te gry? I jak sobie niby zamierzasz sama poradzić z tą nogą, co?- spojrzał na moje kolano.
Przez chwile nie widziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam na niego z rozdziawionymi ustami
-No właśnie, więc chodźmy- odpowiedział i otworzyła drzwi, które jednak po chwili zamknął słysząc mój sprzeciw.
-Dam sobie rade- zaczęłam -Tak.Masz racje. Domyśliłam się. I tym bardziej nie uważam żeby to był dobry pomysł-
-Eliza...- pokręcił głową rozbawiony -Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś wbrew tobie? Czy nadużyłem twojego zaufania?- spojrzał mi głęboko w oczy, a ja w myślach wyciągałam już na wierzch ten jego aparat i pokazałam mu te cholerne zdjęcia. Tylko w myślach, bo nie mogłam się jakoś odważyć, żeby zrobić to na prawdę. Nic więc nie powiedziałam. On jednak tym razem źle zinterpretował moje milczenie.
-No właśnie. Więc i tym razem mi zaufaj- odpowiedział za mnie, odgarniając mi włosy i przejeżdżając delikatnie palcami po plastrze na skroni.
Po chwili wyszedł i przeszedł na moją stronę, gdzie otworzył moje i tylne drzwi, żeby wyjąć z nich zakupy i kule, które mi podał. Spuściłam nogi na ziemie, a on zabrał jeszcze plecak i zniknął za bramką swojego domu, prosząc, żebym chwile poczekała. Ten czas pozwolił mi trochę ochłonąć i przemyśleć wszystko. Zrozumiałam, że puki tego nie wyjaśnię, nie będę się czuła przy nim komfortowo.
Kiedy wrócił i zaczął przeszukiwać samochód ze wszystkiego, co chciał jeszcze zabrać, ja zbierałam się właśnie na coraz większą odwagę, żeby z nim o tym pogadać. Nie chowałam już jego aparatu. Trzymałam go jawnie na kolanach. A Jón pochylał się właśnie z tyłu na siedzeniu, kiedy stwierdził, że nie może go znaleźć.
-Tutaj jest...- odpowiedziałam nie pewnie, włączyłam go i ustawiłam na odpowiednie zdjęcia.
On wstał i patrzył na mnie dłuższą chwilę, niezbyt przyjemnym wzrokiem.
-Co to ma znaczyć?! Kto ci pozwolił go wziąć?!- powiedział nie zadowolony, wyrywając mi go z ręki.
-A kto ci pozwolił robić mi zdjęcia w czasie snu, co?!- odpowiedziałam tym samym tonem, a on zerknął na ekran wzdychając.
-I co z tego?! Zrobiłem coś złego?! Nie wiem... Rozebrałem cię? Wsadziłem ci... coś... gdzieś... ?-
-No... nie...  Jeszcze by tego brakowało! Ale sam przed chwilą zarzekałeś się, że nigdy nie zrobiłeś nic wbrew mojej woli i mogę ci w 100% ufać. I co?!-
-W tej chwili to ty nadużyłaś mojego zaufania Elisko. A zaufanie to dla mnie podstawa...- odpowiedział po dłużej chwili. Wyłączył aparat i założył go na szyje.
-No właśnie, ale podstawa czego?! Czym my właściwie jesteśmy, co?!Bo nie nazwałabym tego, ani zwykłą znajomością, ani związkiem. Czego ty właściwie ode mnie chcesz?!- zapytałam wstając i nie wytrzymując już tej nie pewności. Męczyło mnie to od jakiegoś czasu, ale w życiu bym nie przypuszczała, że tak łatwo przyjdzie mi o to zapytać. Tymczasem, tym razem, w końcu udało mi się doprowadzić do tego, że to on zaniemówił. Nie wdział mnie jeszcze tak rozzłoszczonej.
-Wiesz co... Nie chce ani twoich prezentów, ani żebyś mnie już gdziekolwiek odwoził- stwierdziłam nadal nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Wzięłam kule i podskoczyłam do niego, chciałam mu je podać, ale nie wyciągnął rąk, więc odbiły się tyko od jego ciała i z hukiem wylądowały na chodniku. A ja nie czekając, doskoczyłam do ogrodzenia i opierając się o nie, próbowałam desperacko wydostać się na główną ulicę. Byle dalej stąd. Oczywiście za chwilę się wywróciłam. To było w mojej sytuacji idiotyczne posunięcie. W dodatku wpadłam na jakąś kałuże.
-Naprawdę, bardzo mądra decyzja- usłyszałam spokojniejszy już głos Jóna nad głową. Podniósł mnie i przełożył sobie przez ramię.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam, ale tak jak się spodziewałam, bez rezultatu. Po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiczek i pipczenie alarmu. Następnie pochyliliśmy się i Jón wziął w wolną rękę kule. Zaniósł mnie do domu i posadził na dużej, narożnej kanapie. Sam usiadł na przeciwko - na fotelu.
-Po co mnie tu przyniosłeś?- zapytałam niezadowolona, ale spokojna.
-A co miałem cię zostawić leżącą na ulicy? Jeszcze mokrą w dodatku? I to tak późno w nocy? Gdzie chciałaś iść? Czy, przepraszam, skakać? Na nocny? Już bliżej miałaś do koni- zaśmiał się tylko
-Sory, ale mi nie jest do śmiechu- odpowiedziałam poważnie i to go uspokoiło -Zgadzam się. To było głupie. Ale tylko z powodu tego kolana. Nie widzę nic złego w jeździe autobusem. Nie wszyscy mając jeepy do dyspozycji jak ty- wytknęłam mu nie docenianie przez niego miejskiej komunikacji.
-Eliza. Przestań. Dobrze wiesz, że chodzi mi tylko o twoje bezpieczeństwo. Zarówno w takich autobusach, jak i po ulicach o tej porze kręcą się różne typki. I co ty byś z tą noga zrobiła? Gdzie byś uciekła?-
-I dlatego za mnie zdecydowałeś, że spędzę tutaj noc, tak? Może jeszcze od razu w jednym łóżku co?-
-No i tu masz rację. Powinienem się zapytać. Choć myślałem...-
-Nie ważne co myślałeś... Trzeba było właśnie zapytać- przerwałam mu, a on w tym momencie wstał, kucnął przy mnie i położył obie ręce na moich kolanach.
-Jeżeli chcesz, to w tej chwili mogę cię odwieźć, albo zadzwonić po taksówkę...- mówiąc to pokazał mi swoją komórkę -ale sama pomyśl. Twoja siostra wraca dopiero za półtora tygodnia. Jak chcesz sobie sama poradzić z tym kolanem? Będziesz tu miała swój pokój i w każdej chwili możesz wrócić do siebie. A ja obiecuje, że już nic nie zrobię bez twojej wiedzy. Rozumiem że te zdjęcia mogły cię zezłościć. Przepraszam...- zapewnił wymownie podnosząc ręce do góry -Po prostu spróbuj...-
-Zaraz, zaraz... ty chcesz żebym tutaj zamieszkała?- zapytałam zaskoczona, zaczynając już wykonywać gesty sprzeciwu.
-Nie... Jakie zamieszkała? Chcę tylko, żebyś przenocowała kilka razy. To wszystko- odpowiedział zatrzymując mnie na miejscu.
-No... nie wiem- zaczęłam się zastanawiać. Byłam jednak już na prawdę zmęczona, znów zaczęło boleć mnie kolano i do tego jeszcze głowa. Jón to zauważył
-Wszystko ok- zapytał zaniepokojony.
-Dobra... Dzisiaj zostanę... Ale jutro wracam do domu- westchnęłam, a kiedy przytaknął i nadal patrzył pytająco odpowiedziałam
-Noga mnie boli... chyba leki przestają działać... no i głowa...- odpowiedziałam coraz bardziej zmulona
-Spokojnie... wszystkim się zajmę- oznajmił i poszedł na chwilę do kuchni.
Wtedy rozglądnęłam się dookoła. Kanapa na której siedziałam, była z jakiegoś szarego materiału. Wokół w ogóle dominowały szarości, czernie, biele, berze i naturalne, nieszlifowane drewno. Pomieszczenie, czyli salon, w którym się znajdowałam, było duże i wysokie. Połączone z przedpokojem, jadalnią i kuchnią, którą oddzielał jedynie barek i blaty. Był też oczywiście duży telewizor wiszący nad kominkiem i olbrzymia biblioteczka.
Kiedy Jón wrócił, przyniósł ze sobą jakiś spodek i szklankę z wodą. Na talerzyku leżały jakieś tabletki.
-To leki, które przepisał ci lekarz. Już czas żebyś wzięła... No spokojnie, kupiłem je w Auchan. Wszystko jest zgodne z receptą- dodał reagując na moją niepewność i na dowód wyciągnął ze spodni karteczkę, podpisaną i podbitą przez doktor, która się mną zajmowała. Teraz sobie przypomniałam, że zabrał mi ją jeszcze w szpitalu, żebym miała wolne ręce. Popatrzyłam tym czasem na tabletki i wzięłam je w końcu popijając. Jón tymczasem spojrzał na zegarek na ręce.
-Jest co prawda dość późno, ale może jesteś jeszcze głodna?-
-Nie. Dziękuję... - odpowiedziałam, a on wstał.
-To choć pomogę ci dostać się na górę- pochylił się nade mną i wziął mnie na ręce, a potem po schodach zaniósł na piętro, gdzie posadził w łazience, na toalecie.
-Powinnaś się wykąpać. Dobrze ci to zrobi- stwierdził, ale patrzył pytająco, pochylając się nade mną. A ja się z tym zgodziłam.
-Bezpieczniejszy będzie dla ciebie teraz prysznic- odpowiedział zadowolony i przyniósł mi ręcznik.
-Zaraz wrócę- dodał wychodząc z łazienki, a ja zostałam w tej samej pozycji.
Zamknęłam oczy, żeby złagodzić trochę narastający ból głowy. Wiedziałam jednak, że kąpiel rzeczywiście mi pomoże.
Tymczasem Jón wrócił z moją piżamą, kulami i... szczoteczką do zębów. Położył je na ręczniku i spojrzał na mnie.
-Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał, a ja podziękowałam.
-To może ci pomogę... nie wiem... spodnie ściągnąć? -uśmiechnął się zawadiacko
-Nie dziękuję. Idź już lepiej- wysiliłam się na równie zabawny ton, a kiedy w końcu wyszedł, rozebrałam się i doczłapałam do kabiny, która była szeroka i bez brodzika, dzięki czemu nie musiałam podnosić nóg.
W środku miała wbudowane siedzisko, dodatkowy plus w moje sytuacji, ale nie wszystko było takie ułatwiające życie. Otóż na wykafelkowanej ścianie wisiał panel, wielkości takiego w windzie. To on służył do włączenia prysznica. Ale jak to do cholery działa?!
Zaczęłam kombinować jednak bez rezultatu. Wyszłam więc z kabiny i wzięłam ręcznik, którym miałam zamiar się owinąć. Ale znając mój talent do takich rzeczy, zostawiłabym sobie w ten sposób wysokie ryzyko, że nagle wszystko opadnie. A ponieważ dostrzegłam na drzwiach, jakiś szlafrok, to jego na siebie włożyłam. Pachniał jak Jón i było to całkiem miłe uczucie. Nie wiem, czy powinnam go zakładać. Czy nie będzie przez to zły. Ale nie było już czasu myśleć, bo nagle usłyszałam stukanie do drzwi.
-Wszystko ok?- zapytał zza nich z zaskoczenia, jakby domyślając się, że coś jest nie tak.
-No właśnie... nie do końca- odpowiedziałam otwierając je. A ten uśmiechnął się na mój widok.
-No widzę że znowu zabrałaś coś mojego bez pozwolenia- przejechał po mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Przepraszam... po prostu mam problem z prysznicem...- wskazałam kciukiem na kabinę. Miałam nadzieje że tym się teraz zajmie. On jednak spojrzał na szafkę, gdzie leżały moje rzeczy, łącznie z bielizną.
-A gdybym chciał go odzyskać? Teraz?- zapytał podnosząc brew do góry i oparł się ręką o ramę drzwi.
Przełknęłam ślinę. Oboje wiedzieliśmy, że jestem pod spodem naga.
Najpierw nie wiedziałam jak zareagować i nawet się zarumieniłam, ale potem przypomniałam sobie o naszej umowie.
-Ej! Umawialiśmy się na coś! Nie pamiętasz?!- odpowiedziałam w końcu stanowczo.
Nie zareagował. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, pokręcił głową i podszedł do prysznica.
-No co jest nie tak?- rozłożył ręce
-Po prostu nie wiem jak go włączyć. Tym masz tutaj przecież cały panel sterowania- zażartowałam, żeby zapomniał o tamtym.
-Aha... To choć tu- nakazał, a kiedy to zrobiłam, wszystko mi wytłumaczył, a wychodząc zostawił włączoną wodę.
Okazało się, że można tu ustawić jakieś bicze wodne, masaże, a także kilkanaście rożnych strumieni wody. Dlatego to takie skomplikowane.
Usiadłam i zrelaksowałam się, a potem zmyłam z siebie cały ten górski, szpitalny i podróżny brud. Potem wyczyściłam zęby, przebrałam się w piżamę i rozczesałam włosy. Jakoś sobie z tym wszystkim dałam radę na jednej nodze. Chociaż nie powiem, kule się przydały.
-Jón!- zawołam, kiedy w końcu wyszłam. Przecież nawet nie wiedziałam gdzie teraz iść. Za chwilę, mogłam jednak podążyć za jego głosem. Czekał na mnie w jakiejś schludnie, wręcz hotelowo urządzonej sypialni.
Duże, dwuosobowe łóżko, wielka, zeszklona szafa wnękowa, która lustrem na drzwiach optycznie powiększała pomieszczenie i toaletka. To jedyne tutaj umeblowanie.
-To jest pokój gościnny... twój pokój...- uśmiechnął się, podchodząc do szafy którą za chwilę otworzył.
-Tutaj wsadziłem twoją torbę. Możesz tu trzymać wszystko co chcesz- dodał biorąc spod mojej pachy ubrania i wsadził je na jedną z półek.
-Jak tam głowa?- zapytał zasuwając szafę.
-Lepiej- odpowiedziałam dopiero sobie o niej przypominając. Odłożyłam kulę i usiadłam na łóżku.
Jón zaraz usiadł obok i przyjrzał mi się
-No właśnie, a jak tam twoja rana? Nie uważasz, że wypadało by już zdjąć ten plasterek?-
-Właściwie... Chyba już tak...- powiedziałam nie pewnie, zaskoczona tym pytaniem.
-No to na co czekasz?- zapytał uśmiechnięty
-No bo nie jestem jeszcze w sumie pewna... Auu!- krzyknęłam, bo w tej sekundzie, to on mi go zerwał i to nie delikatnie, tylko jednym, szybki ruchem.
-Zwariowałeś!- zezłościłam się łapiąc za skroń.
-Nie. Właśnie wyręczyłem cię z bardzo nie przyjemnego zabiegu. Ty pewnie męczyłabyś się z tym i zadając sobie katusze, odklejałabyś go powoli, albo... chodziłabyś z nim do końca życia- zaśmiał się na koniec
-No bardzo śmieszne... Przez ciebie teraz znów mnie rozbolało- odgryzłam się masując odruchowo skronie, uważając na odkrytą ranę. Przez nagły nawrót migreny, nie miałam już nawet siły rzeźby zobaczyć jak teraz ta ranka wygląda.
-Czekaj... Ja to zrobię- pokręcił głową i zabrał mi ręce, żeby zastąpić je swoimi i wtedy zaczął zataczać delikatne okręgi.
Zamknęłam oczy. To mi pomagało. Przez dłuższy czas trwaliśmy w ciszy, w takiej właśnie sytuacji.
Było to tak relaksujące, że nawet nie poczułam jak przerwał. Nagle zaczął całować mnie po szyi, a gdy przeszedł do ramienia i zsunął mi ramiączko, odwróciłam się w jego stronę, wzrokiem tylko pytając o co chodzi.
Nic nie odpowiedział. Zerkaliśmy na siebie i nie wiedzieć kiedy w jednej chwili spotkały się nasze usta i języki. Całując, delikatnie położył mnie na plecy i uważając na nogę, otoczył mnie swoim ciałem. Jego ręce niebezpiecznie się zniżały. Podciągnął mi bluzkę i dotknął piersi. Zaczął je pieścić. Usta znów powędrowały na szyje, a potem na moje krągłości...
Sytuacja powili zaczęła wymykać mi się z pod kontroli. Wiedziałam, że teraz może dojść już do wszystkiego. Choćby dla tego że byliśmy sami. Ale czy byłam na to gotowa?
Kiedy zaczął dobierać się do spodenek od piżamy przerwałam.
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony, a ja w sumie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
Nie było mi łatwo powiedzieć, że tego nigdy nie robiłam. Ale prawda jest taka, że choć moje ciało cholernie go teraz pragnęło, co innego działo się w umyśle. Gdzie ciągle tkwiła jeszcze ta nieśmiała dziewczyna, dla której takie rzeczy to zupełna abstrakcja.
-Obiecałeś mi coś- w końcu znalazłam jakąś wymówkę.
-Co takiego- zapytał zawieszając nade mną swoją twarz.
-Że nie zrobisz niczego bez mojej zgody- odpowiedziałam spokojnie, poprawiając sobie bluzkę.
-Ale... Myślałem że tego chcesz...- był zawiedziony, ale jednocześnie wyrozumiały.
-Chcę tylko iść spać... Sama...- spojrzałam tak, by zrozumiał, że mówię jak najbardziej serio.
-Rozumiem...- odpowiedział. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, westchnął  i wstał.
-To dobranoc- dodał przed wyjściem.
-Dobranoc- odpowiedziałam i odetchnęłam z ulgą, choć złapałam się później na tym, że trochę brakuje mi jego obecności obok. Tymczasem wpakowałam się wreszcie jakoś z tą nogą pod kołdrę i zasnęłam.