Jón podszedł do samochodu od mojej strony i otworzył tylnie drzwi, gdzie wrzucił wszystkie reklamówki.
Następnie otworzył moje i zaprezentował mi dwie, nowiusieńkie kule.
-Zwariowałeś?- zapytałam zaskoczona -Przecież to musiało kosztować...-
-Bez przesady. Stać mnie jeszcze na takie rzeczy. A dla ciebie w tym momencie są raczej niezbędne- odpowiedział uśmiechając się -Podobają ci się?-
-Mogą być- odpowiedziałam zrezygnowana, wzruszając ramaionami. Wogle co to za pytanie? Byłam w zupełnie odmiennym od niego nastroju.
Jón pokręcił tylko głową, zamknął moje drzwi, schował kule na tył i poszedł na swoje miejsce, za kierownice.
Gdy tylko wszedł od razu zadzwonił telefon. Odebrał, ale nie zamierzał przez to rezygnować z jazdy. Rozmawiając ruszył przez parking na wyjazd i niedługo potem znaleźliśmy się na pierwszym dużym Wrocławskim osiedlu - Partynice, które słyną z popularnej w całej Polsce stadniny koni, o tej samej nazwie. Tak się zamyśliłam nad ostatnimi wydarzeniami i zapatrzyłam na mijane po drodze latarnie, że po pierwsze kompletnie nie słuchałam, jak zwykle to bywa, jego szwedzkojęzycznej rozmowy, a po drugie dopiero po dłuższej chwili zauważyłam, że zjechaliśmy z głównej drogi i podążaliśmy teraz jakąś osiedlową uliczką. Popatrzyłam na Jóna zdumiona, ale ten cały czas zajęty był rozmową. Zakończył ją dopiero tuż przed tym, jak zaparkowaliśmy na poboczu.
-Przepraszam. Praca...-odpowiedział spokojnie wyłączając silnik i odpinając pas -No to co. Jesteśmy...-
Spojrzał na mnie uśmiechając się lekko, jakby w ogóle nie dostrzegając mojego ździwienia.
Rozglądnęłam się przez szyby dookoła.Staliśmy na czymś w rodzaju ślepego zaułku otoczonego domkami i drzewami.
-Ale... właściwie to gdzie?- zapytałam lekko zaniepokojona, domyślając się że gdzięś koło jego domu.
-No jak to gdzie? U mnie oczywiście- odpowiedział spokojnie
-Nie no. Przepraszam cię, ale na wizyty to już chyba trochę za późno. Dziękuje ci za odwiezienie, ale jestem zmęczona i wolałabym wrócić już do siebie- Gdyby nie te zdjęcia pewnie poszłabym z nim bez słowa, ale...
-Myślałem raczej, żebyś została u mnie na noc...- zapatrzył się na mnie -Ale oboje dobrze wiemy, że się tego domyśliłaś. Więc po co te gry? I jak sobie niby zamierzasz sama poradzić z tą nogą, co?- spojrzał na moje kolano.
Przez chwile nie widziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam na niego z rozdziawionymi ustami
-No właśnie, więc chodźmy- odpowiedział i otworzyła drzwi, które jednak po chwili zamknął słysząc mój sprzeciw.
-Dam sobie rade- zaczęłam -Tak.Masz racje. Domyśliłam się. I tym bardziej nie uważam żeby to był dobry pomysł-
-Eliza...- pokręcił głową rozbawiony -Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś wbrew tobie? Czy nadużyłem twojego zaufania?- spojrzał mi głęboko w oczy, a ja w myślach wyciągałam już na wierzch ten jego aparat i pokazałam mu te cholerne zdjęcia. Tylko w myślach, bo nie mogłam się jakoś odważyć, żeby zrobić to na prawdę. Nic więc nie powiedziałam. On jednak tym razem źle zinterpretował moje milczenie.
-No właśnie. Więc i tym razem mi zaufaj- odpowiedział za mnie, odgarniając mi włosy i przejeżdżając delikatnie palcami po plastrze na skroni.
Po chwili wyszedł i przeszedł na moją stronę, gdzie otworzył moje i tylne drzwi, żeby wyjąć z nich zakupy i kule, które mi podał. Spuściłam nogi na ziemie, a on zabrał jeszcze plecak i zniknął za bramką swojego domu, prosząc, żebym chwile poczekała. Ten czas pozwolił mi trochę ochłonąć i przemyśleć wszystko. Zrozumiałam, że puki tego nie wyjaśnię, nie będę się czuła przy nim komfortowo.
Kiedy wrócił i zaczął przeszukiwać samochód ze wszystkiego, co chciał jeszcze zabrać, ja zbierałam się właśnie na coraz większą odwagę, żeby z nim o tym pogadać. Nie chowałam już jego aparatu. Trzymałam go jawnie na kolanach. A Jón pochylał się właśnie z tyłu na siedzeniu, kiedy stwierdził, że nie może go znaleźć.
-Tutaj jest...- odpowiedziałam nie pewnie, włączyłam go i ustawiłam na odpowiednie zdjęcia.
On wstał i patrzył na mnie dłuższą chwilę, niezbyt przyjemnym wzrokiem.
-Co to ma znaczyć?! Kto ci pozwolił go wziąć?!- powiedział nie zadowolony, wyrywając mi go z ręki.
-A kto ci pozwolił robić mi zdjęcia w czasie snu, co?!- odpowiedziałam tym samym tonem, a on zerknął na ekran wzdychając.
-I co z tego?! Zrobiłem coś złego?! Nie wiem... Rozebrałem cię? Wsadziłem ci... coś... gdzieś... ?-
-No... nie... Jeszcze by tego brakowało! Ale sam przed chwilą zarzekałeś się, że nigdy nie zrobiłeś nic wbrew mojej woli i mogę ci w 100% ufać. I co?!-
-W tej chwili to ty nadużyłaś mojego zaufania Elisko. A zaufanie to dla mnie podstawa...- odpowiedział po dłużej chwili. Wyłączył aparat i założył go na szyje.
-No właśnie, ale podstawa czego?! Czym my właściwie jesteśmy, co?!Bo nie nazwałabym tego, ani zwykłą znajomością, ani związkiem. Czego ty właściwie ode mnie chcesz?!- zapytałam wstając i nie wytrzymując już tej nie pewności. Męczyło mnie to od jakiegoś czasu, ale w życiu bym nie przypuszczała, że tak łatwo przyjdzie mi o to zapytać. Tymczasem, tym razem, w końcu udało mi się doprowadzić do tego, że to on zaniemówił. Nie wdział mnie jeszcze tak rozzłoszczonej.
-Wiesz co... Nie chce ani twoich prezentów, ani żebyś mnie już gdziekolwiek odwoził- stwierdziłam nadal nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Wzięłam kule i podskoczyłam do niego, chciałam mu je podać, ale nie wyciągnął rąk, więc odbiły się tyko od jego ciała i z hukiem wylądowały na chodniku. A ja nie czekając, doskoczyłam do ogrodzenia i opierając się o nie, próbowałam desperacko wydostać się na główną ulicę. Byle dalej stąd. Oczywiście za chwilę się wywróciłam. To było w mojej sytuacji idiotyczne posunięcie. W dodatku wpadłam na jakąś kałuże.
-Naprawdę, bardzo mądra decyzja- usłyszałam spokojniejszy już głos Jóna nad głową. Podniósł mnie i przełożył sobie przez ramię.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam, ale tak jak się spodziewałam, bez rezultatu. Po chwili usłyszałam trzaskanie drzwiczek i pipczenie alarmu. Następnie pochyliliśmy się i Jón wziął w wolną rękę kule. Zaniósł mnie do domu i posadził na dużej, narożnej kanapie. Sam usiadł na przeciwko - na fotelu.
-Po co mnie tu przyniosłeś?- zapytałam niezadowolona, ale spokojna.
-A co miałem cię zostawić leżącą na ulicy? Jeszcze mokrą w dodatku? I to tak późno w nocy? Gdzie chciałaś iść? Czy, przepraszam, skakać? Na nocny? Już bliżej miałaś do koni- zaśmiał się tylko
-Sory, ale mi nie jest do śmiechu- odpowiedziałam poważnie i to go uspokoiło -Zgadzam się. To było głupie. Ale tylko z powodu tego kolana. Nie widzę nic złego w jeździe autobusem. Nie wszyscy mając jeepy do dyspozycji jak ty- wytknęłam mu nie docenianie przez niego miejskiej komunikacji.
-Eliza. Przestań. Dobrze wiesz, że chodzi mi tylko o twoje bezpieczeństwo. Zarówno w takich autobusach, jak i po ulicach o tej porze kręcą się różne typki. I co ty byś z tą noga zrobiła? Gdzie byś uciekła?-
-I dlatego za mnie zdecydowałeś, że spędzę tutaj noc, tak? Może jeszcze od razu w jednym łóżku co?-
-No i tu masz rację. Powinienem się zapytać. Choć myślałem...-
-Nie ważne co myślałeś... Trzeba było właśnie zapytać- przerwałam mu, a on w tym momencie wstał, kucnął przy mnie i położył obie ręce na moich kolanach.
-Jeżeli chcesz, to w tej chwili mogę cię odwieźć, albo zadzwonić po taksówkę...- mówiąc to pokazał mi swoją komórkę -ale sama pomyśl. Twoja siostra wraca dopiero za półtora tygodnia. Jak chcesz sobie sama poradzić z tym kolanem? Będziesz tu miała swój pokój i w każdej chwili możesz wrócić do siebie. A ja obiecuje, że już nic nie zrobię bez twojej wiedzy. Rozumiem że te zdjęcia mogły cię zezłościć. Przepraszam...- zapewnił wymownie podnosząc ręce do góry -Po prostu spróbuj...-
-Zaraz, zaraz... ty chcesz żebym tutaj zamieszkała?- zapytałam zaskoczona, zaczynając już wykonywać gesty sprzeciwu.
-Nie... Jakie zamieszkała? Chcę tylko, żebyś przenocowała kilka razy. To wszystko- odpowiedział zatrzymując mnie na miejscu.
-No... nie wiem- zaczęłam się zastanawiać. Byłam jednak już na prawdę zmęczona, znów zaczęło boleć mnie kolano i do tego jeszcze głowa. Jón to zauważył
-Wszystko ok- zapytał zaniepokojony.
-Dobra... Dzisiaj zostanę... Ale jutro wracam do domu- westchnęłam, a kiedy przytaknął i nadal patrzył pytająco odpowiedziałam
-Noga mnie boli... chyba leki przestają działać... no i głowa...- odpowiedziałam coraz bardziej zmulona
-Spokojnie... wszystkim się zajmę- oznajmił i poszedł na chwilę do kuchni.
Wtedy rozglądnęłam się dookoła. Kanapa na której siedziałam, była z jakiegoś szarego materiału. Wokół w ogóle dominowały szarości, czernie, biele, berze i naturalne, nieszlifowane drewno. Pomieszczenie, czyli salon, w którym się znajdowałam, było duże i wysokie. Połączone z przedpokojem, jadalnią i kuchnią, którą oddzielał jedynie barek i blaty. Był też oczywiście duży telewizor wiszący nad kominkiem i olbrzymia biblioteczka.
Kiedy Jón wrócił, przyniósł ze sobą jakiś spodek i szklankę z wodą. Na talerzyku leżały jakieś tabletki.
-To leki, które przepisał ci lekarz. Już czas żebyś wzięła... No spokojnie, kupiłem je w Auchan. Wszystko jest zgodne z receptą- dodał reagując na moją niepewność i na dowód wyciągnął ze spodni karteczkę, podpisaną i podbitą przez doktor, która się mną zajmowała. Teraz sobie przypomniałam, że zabrał mi ją jeszcze w szpitalu, żebym miała wolne ręce. Popatrzyłam tym czasem na tabletki i wzięłam je w końcu popijając. Jón tymczasem spojrzał na zegarek na ręce.
-Jest co prawda dość późno, ale może jesteś jeszcze głodna?-
-Nie. Dziękuję... - odpowiedziałam, a on wstał.
-To choć pomogę ci dostać się na górę- pochylił się nade mną i wziął mnie na ręce, a potem po schodach zaniósł na piętro, gdzie posadził w łazience, na toalecie.
-Powinnaś się wykąpać. Dobrze ci to zrobi- stwierdził, ale patrzył pytająco, pochylając się nade mną. A ja się z tym zgodziłam.
-Bezpieczniejszy będzie dla ciebie teraz prysznic- odpowiedział zadowolony i przyniósł mi ręcznik.
-Zaraz wrócę- dodał wychodząc z łazienki, a ja zostałam w tej samej pozycji.
Zamknęłam oczy, żeby złagodzić trochę narastający ból głowy. Wiedziałam jednak, że kąpiel rzeczywiście mi pomoże.
Tymczasem Jón wrócił z moją piżamą, kulami i... szczoteczką do zębów. Położył je na ręczniku i spojrzał na mnie.
-Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał, a ja podziękowałam.
-To może ci pomogę... nie wiem... spodnie ściągnąć? -uśmiechnął się zawadiacko
-Nie dziękuję. Idź już lepiej- wysiliłam się na równie zabawny ton, a kiedy w końcu wyszedł, rozebrałam się i doczłapałam do kabiny, która była szeroka i bez brodzika, dzięki czemu nie musiałam podnosić nóg.
W środku miała wbudowane siedzisko, dodatkowy plus w moje sytuacji, ale nie wszystko było takie ułatwiające życie. Otóż na wykafelkowanej ścianie wisiał panel, wielkości takiego w windzie. To on służył do włączenia prysznica. Ale jak to do cholery działa?!
Zaczęłam kombinować jednak bez rezultatu. Wyszłam więc z kabiny i wzięłam ręcznik, którym miałam zamiar się owinąć. Ale znając mój talent do takich rzeczy, zostawiłabym sobie w ten sposób wysokie ryzyko, że nagle wszystko opadnie. A ponieważ dostrzegłam na drzwiach, jakiś szlafrok, to jego na siebie włożyłam. Pachniał jak Jón i było to całkiem miłe uczucie. Nie wiem, czy powinnam go zakładać. Czy nie będzie przez to zły. Ale nie było już czasu myśleć, bo nagle usłyszałam stukanie do drzwi.
-Wszystko ok?- zapytał zza nich z zaskoczenia, jakby domyślając się, że coś jest nie tak.
-No właśnie... nie do końca- odpowiedziałam otwierając je. A ten uśmiechnął się na mój widok.
-No widzę że znowu zabrałaś coś mojego bez pozwolenia- przejechał po mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Przepraszam... po prostu mam problem z prysznicem...- wskazałam kciukiem na kabinę. Miałam nadzieje że tym się teraz zajmie. On jednak spojrzał na szafkę, gdzie leżały moje rzeczy, łącznie z bielizną.
-A gdybym chciał go odzyskać? Teraz?- zapytał podnosząc brew do góry i oparł się ręką o ramę drzwi.
Przełknęłam ślinę. Oboje wiedzieliśmy, że jestem pod spodem naga.
Najpierw nie wiedziałam jak zareagować i nawet się zarumieniłam, ale potem przypomniałam sobie o naszej umowie.
-Ej! Umawialiśmy się na coś! Nie pamiętasz?!- odpowiedziałam w końcu stanowczo.
Nie zareagował. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, pokręcił głową i podszedł do prysznica.
-No co jest nie tak?- rozłożył ręce
-Po prostu nie wiem jak go włączyć. Tym masz tutaj przecież cały panel sterowania- zażartowałam, żeby zapomniał o tamtym.
-Aha... To choć tu- nakazał, a kiedy to zrobiłam, wszystko mi wytłumaczył, a wychodząc zostawił włączoną wodę.
Okazało się, że można tu ustawić jakieś bicze wodne, masaże, a także kilkanaście rożnych strumieni wody. Dlatego to takie skomplikowane.
Usiadłam i zrelaksowałam się, a potem zmyłam z siebie cały ten górski, szpitalny i podróżny brud. Potem wyczyściłam zęby, przebrałam się w piżamę i rozczesałam włosy. Jakoś sobie z tym wszystkim dałam radę na jednej nodze. Chociaż nie powiem, kule się przydały.
-Jón!- zawołam, kiedy w końcu wyszłam. Przecież nawet nie wiedziałam gdzie teraz iść. Za chwilę, mogłam jednak podążyć za jego głosem. Czekał na mnie w jakiejś schludnie, wręcz hotelowo urządzonej sypialni.
Duże, dwuosobowe łóżko, wielka, zeszklona szafa wnękowa, która lustrem na drzwiach optycznie powiększała pomieszczenie i toaletka. To jedyne tutaj umeblowanie.
-To jest pokój gościnny... twój pokój...- uśmiechnął się, podchodząc do szafy którą za chwilę otworzył.
-Tutaj wsadziłem twoją torbę. Możesz tu trzymać wszystko co chcesz- dodał biorąc spod mojej pachy ubrania i wsadził je na jedną z półek.
-Jak tam głowa?- zapytał zasuwając szafę.
-Lepiej- odpowiedziałam dopiero sobie o niej przypominając. Odłożyłam kulę i usiadłam na łóżku.
Jón zaraz usiadł obok i przyjrzał mi się
-No właśnie, a jak tam twoja rana? Nie uważasz, że wypadało by już zdjąć ten plasterek?-
-Właściwie... Chyba już tak...- powiedziałam nie pewnie, zaskoczona tym pytaniem.
-No to na co czekasz?- zapytał uśmiechnięty
-No bo nie jestem jeszcze w sumie pewna... Auu!- krzyknęłam, bo w tej sekundzie, to on mi go zerwał i to nie delikatnie, tylko jednym, szybki ruchem.
-Zwariowałeś!- zezłościłam się łapiąc za skroń.
-Nie. Właśnie wyręczyłem cię z bardzo nie przyjemnego zabiegu. Ty pewnie męczyłabyś się z tym i zadając sobie katusze, odklejałabyś go powoli, albo... chodziłabyś z nim do końca życia- zaśmiał się na koniec
-No bardzo śmieszne... Przez ciebie teraz znów mnie rozbolało- odgryzłam się masując odruchowo skronie, uważając na odkrytą ranę. Przez nagły nawrót migreny, nie miałam już nawet siły rzeźby zobaczyć jak teraz ta ranka wygląda.
-Czekaj... Ja to zrobię- pokręcił głową i zabrał mi ręce, żeby zastąpić je swoimi i wtedy zaczął zataczać delikatne okręgi.
Zamknęłam oczy. To mi pomagało. Przez dłuższy czas trwaliśmy w ciszy, w takiej właśnie sytuacji.
Było to tak relaksujące, że nawet nie poczułam jak przerwał. Nagle zaczął całować mnie po szyi, a gdy przeszedł do ramienia i zsunął mi ramiączko, odwróciłam się w jego stronę, wzrokiem tylko pytając o co chodzi.
Nic nie odpowiedział. Zerkaliśmy na siebie i nie wiedzieć kiedy w jednej chwili spotkały się nasze usta i języki. Całując, delikatnie położył mnie na plecy i uważając na nogę, otoczył mnie swoim ciałem. Jego ręce niebezpiecznie się zniżały. Podciągnął mi bluzkę i dotknął piersi. Zaczął je pieścić. Usta znów powędrowały na szyje, a potem na moje krągłości...
Sytuacja powili zaczęła wymykać mi się z pod kontroli. Wiedziałam, że teraz może dojść już do wszystkiego. Choćby dla tego że byliśmy sami. Ale czy byłam na to gotowa?
Kiedy zaczął dobierać się do spodenek od piżamy przerwałam.
-Co się stało?- zapytał zaniepokojony, a ja w sumie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
Nie było mi łatwo powiedzieć, że tego nigdy nie robiłam. Ale prawda jest taka, że choć moje ciało cholernie go teraz pragnęło, co innego działo się w umyśle. Gdzie ciągle tkwiła jeszcze ta nieśmiała dziewczyna, dla której takie rzeczy to zupełna abstrakcja.
-Obiecałeś mi coś- w końcu znalazłam jakąś wymówkę.
-Co takiego- zapytał zawieszając nade mną swoją twarz.
-Że nie zrobisz niczego bez mojej zgody- odpowiedziałam spokojnie, poprawiając sobie bluzkę.
-Ale... Myślałem że tego chcesz...- był zawiedziony, ale jednocześnie wyrozumiały.
-Chcę tylko iść spać... Sama...- spojrzałam tak, by zrozumiał, że mówię jak najbardziej serio.
-Rozumiem...- odpowiedział. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, westchnął i wstał.
-To dobranoc- dodał przed wyjściem.
-Dobranoc- odpowiedziałam i odetchnęłam z ulgą, choć złapałam się później na tym, że trochę brakuje mi jego obecności obok. Tymczasem wpakowałam się wreszcie jakoś z tą nogą pod kołdrę i zasnęłam.
Ja niestety na tym rozdziale zakończę czytanie. Myślę, że komentarz tłumaczący dlaczego podjęłam taką decyzję jest zbędny.
OdpowiedzUsuńOczywiście rób jak chcesz. Ale taki komentarz cale nie jest zbędny. Bo nie wiem o co chodzi...
UsuńNo to może ja podam powód dlaczego i ja utraciłem ochotę na czytanie dalej tej powieści i to po tym rozdziale.
UsuńMoim zdaniem wcześniej tutaj czytelników trzymały opisy gór, które były wręcz doskonałe. Nawet to jak opisujesz miasto, ulice, drogi - perfekt, ale niestety bohaterowie nie są w moim guście i wydaje mi się, że także resztę czytelników irytuje dokładnie to samo co mnie.
1. Elizka zawsze bez własnego zdania, na dodatek głupiutka. Przecież mogła wezwać taksówkę, zażądać by ją odwiózł do domu, ale nie, bo i po co jak można po raz kolejny zrobić tak jak nakazuje nieznajomy i idealny Jón.
2. Najpierw bagaż na plecach Jóna, potem piżamka, miniaturowe próbki żeli i szamponów, później szyna, teraz kule... - co ty z niego jakiegoś anioła stróża robisz, który zawsze wszystko ma, zawsze wszystko kupuje, na dodatek przestrzega wszystkich reguł i zasad i zawsze jest przygotowany? Mnie osobiście to nie chwyta. Gdyby pokazać luzaka, który raz na jakiś czas przeklnie, nie ma stałej pracy, jest takim bumelantem i on idąc w góry by się tak przygotował - to byłoby fajne, ale jak nudziarz jest przygotowany w 200% na każdą ewentualność - nuda, nuda, nuda.
3. Cholernie też irytuje mnie to, że Jón traktuje Elizkę jakby była niemowlakiem (tak maca ją, sypiać chce z nią i tylko to jest inne, a poza łóżkiem, sypialnią itd to ona jest niemowlaczkiem, który sam sobie z niczym jego zdaniem nie poradzi). Dlaczego niby dorosła kobieta nie może być sama w domu ze złamaną czy tam skręconą nogą? Co w tym złego i takiego nie do zrobienia? Przecież dzieci ze złamanymi nogami do szkoły kuśtykają i żyją i nieraz nawet rodzice ich nie podwożą bo pracują. On w ogóle nad Elizką roztacza taki klosz z nietłukącego się szkła. Jednak bardziej irytuje mnie fakt iż ona się tak daje.
4. Kolejna sprawa to relacja między Jónem i Elizką - jest nudna, nie ma w niej ani trochę smaczku czy nawet pikanterii. Czytając o nim, o jego zachowaniu i ich rozmowy między sobą, to gdyby ona nie była taką niedoświadczoną dziewicą to śmiało mógłbym podciągnąć wiek bohaterów pod emerytalny - bo właśnie tak się zachowują, jak emeryci, bez witalności, żartów, śmiechów, jakiś luźnych tekstów. Oni za grosz nie mają poczucia humoru, ani... no nic w nich nie ma.
Nie wiem, może jeszcze kiedyś tu zajrzę i może coś się zmieni, ale jak na razie to jest za idealnie, za cukierkowo i za nudno.
Dziękuje chcociaż za wyjaśnienie. To ważne, jeśli się wyaraża jakąś opinie. Widzę że ludzie jednak zupełnie inaczej odbierają to co pisze. No trudno.
UsuńTo wszystko, to dopiero tak na prawdę początek, ale nie będe na siłe nikogo uszczęśliwiać, zastanawiając się jak wykreować dalej bohaterów, żeby się wreszcie zaczęli podobać. Ani co rozdział tłumaczyć o co mi chodziło. Bo nie o to tutaj chodzi. Z drugiej strony, skoro nikomu to się nie podoba, to nie wiem czy jest jeszcze sens dalej publikować. Rozumiem wasze opinie i przez ich zgodność wydaje mi się, że dalej i tak się możemy nie zrozumieć. Przy okazji dziwie się też, że tak chwalicie moje opisy. Ja nie widze w nich nic szczególnego, pozatym są tu najmniej ważne. Ale dziękuje i za to.
A jak ty odbierasz to co ty piszesz? Jak ty oceniasz swoich bohaterów? Lubisz w Jónie tego nudnego, zawsze przygotowanego faceta? Podoba ci się, że Elizka ma własne zdanie, ale wystarczy, że on pstryknie palcami (metafora), a ona już jest na każde jego skinienie i spełnia jego wszystkie odczekiwania?
UsuńI nie chciałem cię zniechęcić do pisania tym komentarzem. Może po prostu powieść powinna być skierowana do innych czytelników, jednak jako, że jest upubliczniona to czytać może każdy. Moim zdaniem jest to romans, który spodobałby się 12-16 letnim dziewczyną, nawet jeśli miałby czasami mocniejsze, takie erotyczne wstawki. I nie uważam, że to czyni powieść dostępną od 18 roku życia.
Moim zdaniem największy problem tej powieści jest taki, że jest przewidywalna. Ja już po przeczytaniu poprzedniego rozdziału czułem, że bohaterowie się od siebie nie odlepią, że żadne nie będzie miało swojego życia poza tego z sobą (ty ich złączyłaś jak syjamskie bliźnięta). Czułem też nawet to, że Jón albo kupi jej kule, albo będzie ją nosił. Po prostu wszystko jest do bólu przewidywalne, brak elementów zaskoczenia.
Pisałam już trochę o tym wcześniej, wyjaśniając znaczenie innego rozdziału, dlatego nie chce się powtarzać. Ale skoro tak bardzo chcesz, to napisze.
UsuńNie uważam, że Jón jest zawsze taki w 100% przygotowany. Wiedział że jedzie w góry i planował zostać na noc, więc wziął wszystko co uznał za niezbędne, a że do końca Elizie nie mówił o celu wyprawy, domyślał się, że ona pewnych rzeczy nie weźmie. Więc wziął też i dla niej. A taka szyna usztywniająca nogę, to podstawowe wyposażenie każdej rozszerzonej wersji apteczki, przeznaczonej na wyjście w góry właśnie. Nie widzę więc w tym nic dziwnego. I nie uważam też, że Jón jest taki idealny. Jego wadą jest choćby nadopiekuńczość, zamkniętość itd.
Eliza skolei rzeczywiście ma problem z obroną własnego zdania, bo jak było od początku zakładane - jest nieśmiała, a przez to nie zdecydowana i nie pewna, ale to nie znaczy że głupia. Mogła wezwać taksówkę i gdyby chciała to by to zrobiła. On jej do niczego nie zmuszał. Sama zdecydowała że chce zostać. Bo Jón jej się podoba i mimo tego, że słabo go zna, nie chce mu odmawiać. Poradziłaby tez pewnie sobie sama z tą nogą, ale przeciez zawsze łatwiej jak jest ktoś drugi. Poza tym to dobra wymowka.
Podsumowując, to jest historia zmagań pewnej dziewczyny ze swoją niesmiałością w obliczu poznania, kogoś z innego zupelnie innego świata, kto ma na nią kompletnie odmienny wpływ. A fascynacja nim jest silniejsza, niż trzeźwe myślenie i świadomość że zna go zbyt krótko i zbyt mało o nim wie, zeby się na pewne rzeczy zgadzać. Jest to powieść o jej przemyśleniach, tak jakby sie czytało pamiętnik, a nie oglądało jakis film akcji. Więc wszystko rozwija się wolno i szczegółowo, a nie dynamicznie i barwnie, jak tego pewnie oczekujecie. Nie ma tu też zbyt wielu przekleństw, bo choć może zabrzmi to dziwnie, dla mnie przekleństwa nie są tak naturalne i odruchowe, jak dla większości ludzi. I to nie dlatego, że jestem taka święta czy cos, tylko po prostu nie nabyłam takiego przyzwyczajenia (czasem nawet z tego powodu czuję się zacofana, słysząc że praktycznie każdy dookoła takich słów używa, ale z drugiej strony nie czuje też potrzeby by to zmieniać) i to samo niestety dzieje się podczas pisania. Co może przez to wyglądać nie naturalnie.
A to czego na pewno chciałam uniknąć, to to, żeby to opowiadania wydawało sie nierealne i dla małolatów. Ale jak widze efekt jest odwrotny w waszych oczach. Szkoda. A juz 12 lat wogle przesada.
Zaczelam wątpić w to, czy jest sens dalej publikować, nie dlatego że zniechęcił mnie twój komentarz, bo to nie prawda. Ciesze sie wrecz, ze przynajmniej cos napisales. Nie lubie jak ktos podejmuje jakas decyzje, czy wyraza opinie bez wyjasniania tego. Chodzi tylko o to, ze jestescie prawie jedynymi osobami, ktore to czytaly. Wiec jak wy przestaniecie, to zwyczajnie nie bede miala dla kogo pisac. Wiec jaki bedzie tego sens? A wlasnie zaluje bo mam pomysly na dalszy rozwoj wydarzen. No ale trudno.. Mam tez w glowie inne pomysly. Nie wiem tylko, czy mam wystarczajace zdolnosci, by napisac cos lepszego.
No to skoro twoim zdaniem Jón nie zawsze jest w 100% przygotowany, no to powiedz mi (odeślij mnie do fragmentu), w którym nie był przygotowany. Bo ja widzę nudziarza, który jadąc w góry bierze z sobą nawet powiększoną apteczkę i piżamę dla obcej dziewczyny...
UsuńSama Elizka też mnie nie chwyta za serce - taka niezdara z niej, mimoza i trochę ofiara losu. Nie rozumiem po co kuśtykała przy barierkach, jak mogła zażądać by wezwał taksówkę, albo ją odwiózł, mogła sama taksówkę wezwać i czekać w miejscu na jej przyjazd.
Co do tego, że nie może być sama z niewładną nogą w domu - dla mnie kpina i wytłumaczenie, że z kimś łatwiej... - dzieci potrzebują opieki w takiej sytuacji, a nie dorosła kobieta.
Ja się wypisuje z czytania, bo w każdym rozdziale jest niemal to samo - aż za idealny Jón i aż za bardzo fajtłapowata i głupiutka, do tego też bardzo naiwna Elizka. Niemal w każdym rozdziale ona potrzebuje jego pomocy, a on wyjmuje coś z wielkiego plecaka i jej tej pomocy udziela - męczy czytanie w kółko o tym samym.
Ja czytając twoja wypowiedź mam wrażenie jakbyśmy żyli w innych światach - równoległych, ale innych. Dla ciebie to fajne i normalne, że facet jadąc w góry zabiera z sobą wszystko co podano w "liście skautów", a dla mnie to nudne, męczące i nienaturalne. Czy gdyby pojechali nad morze to on zabrałby z sobą 5 olejków z filtrem, bo nie wiedziałby jakiego Elizka może używać, więc zabrałby wszystkie? A może zabrałby i dla niej kapelusz, by ją słońce nie przygrzało, a ona na pewno by tego zapomniała? Czy miałby przy sobie środek na oparzenia słoneczne?
Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi, ale starałem się to jak najbardziej zobrazować.
Moim zdaniem ludzie odbierają to co piszesz właśnie tak jak to zostało przez ciebie napisane. Pomimo, że niektóre wydarzenia interpretują na swój sposób, a to czy lubią danego bohatera czy też nie zależy od ich indywidualnego gustu, to jednak fakty są takie same, bo nie ma tutaj żadnej zagadki, a wszystko jest przedstawione jasno, płynnie i klarownie.
OdpowiedzUsuńJa wypisałam się z czytania, ponieważ każdy rozdział jest podobny do poprzedniego. Ja rozumiem, że musi zostać zachowana pewna jednostajność i nie chcesz tutaj wprowadzać szybkich zwrotów akcji, czy jakiś wielkich punktów kulminacyjnych zaznaczonych na mapie całości, jednak powieść stoi w miejscu już za długo. Podobał mi się początek, bo posuwał całość do przodu bardzo ślamazarnymi kroczkami, ale nagle wszystko stanęło w miejscu. Już miałam nadzieję, że ten znaleziony aparat jakoś załatwi sprawę i powieść zacznie nabierać tempa, ale nie, bo ty znowu cofnęłaś bohaterów o kilka kroków i znowu czytelnikowi podajesz tą samą potrawę do konsumpcji, tyle że po raz kolejny jest inaczej przyozdobiona albo zaserwowana w innym naczyniu.
Mnie już zwyczajnie zmęczyło czytanie o Elizce, która jest taką dupą wołową bez charakteru, i która jak liść na wietrze leci tam gdzie dmuchnie (oczywiście Jón jest wiatrem). Powtórzę się - niemal w każdym rozdziale jest to samo, albo raczej co trzy-cztery rozdziały następuje taki sam schemat:
- ona wpada w tarapaty bo jest taką straszną sierotą, że aż mi jej chwilami żal
- on jej pomaga, bo jak przystało na pana "zawsze mam wszystko pod ręką" wyjmie coś ze swojego plecaczka i błyśnie dokładnym przygotowaniem się na każdą okoliczność
- ona będzie mu wdzięczna, ale też lekko zawstydzona i skrępowana, pod jego dużym urokiem i da mu się macać, bo przecież tak idealnemu panu, który okazuje jej tyle troski i zainteresowania nie można się oprzeć, ani nawet porobić z nim czegoś innego.
Wiem, że się powtarzam, ale tutaj, w tym opowiadaniu w kółko dzieje się to samo, więc jak mam czytać znowu o tym samym tylko nieco w innej formie, to i po co?
Opowieść jest bardzo przewidywalna, aż za bardzo jak na mój gust. Bohaterowie monotonni i bezbarwni, na dodatek tylko dwoje (brak mi jakiegoś świata zewnętrznego, innych ludzi). I tak jak Darek nie rozumiem dlaczego ty ich tak zespawałaś z sobą, przecież ona nie jest jego żoną, a on jej mężem, nie maja wspólnych dzieci, wspólnego domu, nawet wspólnej rybki w akwarium nie mają, więc chyba jedno czasami może od drugiego "oddychnąć", prawda? Kolejne co mnie osobiście się nie podoba i niezwykle nudzi, to poprawność, takie przesadne "lelkanie", dalekie od realiów i od normalnego życia. Uderzył ją drzwiami to zabrał na pogotowie - dobrze, mógł się przejąć, że za mocno otworzył te drzwi i mogła przez to doznać wstrząśnienia. Jednak to co się dzieje potem to już naprawdę przesada; pokazałaś dwoje ludzi, którzy nie mogą spędzić jednej nocy poza domem bez umycia głowy i ubrania typowo na noc, kobietę, która nie może przeżyć kilku tygodni bez kuli ani zakupić sobie ich sama, na dodatek nawet w komentarzu sugerujesz, że skoro okaleczyła nogę i nie może normalnie chodzić, to pomoc drugiej osoby jej się przyda, a nawet jest niezbędna.
Po przeczytaniu nie tylko rozdziałów na tym blogu, ale także twoich komentarzy zaczynam zastanawiać się na jakim świecie ty żyjesz i dlaczego tak bardzo starasz się wszystko w swoim opowiadaniu wyidealizować i z każdym rozdziałem coraz bardziej oddalić je od realiów normalnego życia. Po tych komentarzach zrozumiałam, że twoim zdaniem to całkiem normalne, że w góry ludzie chodzą tylko w specjalnym obuwiu,że niemal każdy powinien nosić przy sobie powiększone apteczki, właśnie takie do wyjścia w góry, że każdy kto zrobi sobie ała w nogę powinien chodzić o kuli i mieć pomoc 24h. Ja też kiedyś skręciłam sobie kostkę, miałam ją w specjalnym usztywniaczu, a stopa spuchnęła tak, że nie mogłam założyć buta, ale pomimo tego musiałam w nocy wstać do dziecka, ugotować obiad, zrobić pranie, bo życie nie jest bajką, gdzie wszystko jest idealne i gdzie można sobie wziąć zwolnienie od dzieci, domowych obowiązków i liczyć zawsze na czyjąś pomoc. Choć może to cecha charakteru, bo ja nawet jakby mój mąż dostał wtedy wolne, to i tak nie chciałabym by mnie we wszystkim wyręczano i nie umiałabym tak tylko leżeć i czekać aż każdy wszystko nade mną i wkoło mnie zrobi. A już na pewno wstydziłabym się okazać aż taką infantylność i nieporadność by musieć zamieszkać u obcego człowieka na czas ozdrowienia. Co innego gdyby Elizka była egocentryczką i wykorzystywała swojego chłopaka w zabawny sposób, choćby mszcząc się na nim za coś i wtedy ta noga byłaby korzystna, bo mogła by ciągle czegoś wołać, po coś go wysyłać, i tak dalej - to mogłoby być nawet zabawne i mogłoby mi się spodobać. Jednak w zaistniałej sytuacji, gdy Jón jest dla niej obcym mężczyzną, znanym kilka dni nie potrafię pojąć dlaczego ona godzi się u niego zostać choćby na jedną noc. Ona to chyba wcale nie ma honoru, dumy i godności... tak z pewnością brak jej takiej typowej kobiecej, wojowniczej godności. Zanim zapytasz dlaczego tak uważam z tą godnością to już objaśnię: pozwala mu za wszystko płacić, przyjmuje od niego upominki nawet te, które są zbyteczne, każe jemu o sobie decydować, i robi z siebie takie nieporadne dziewczę, że aż mnie się robi jej szkoda i chyba sama bym taką pod swój dach przygarnęła, ale nie po to by nad nią skakać, ale by ją postawić do pionu i pokazać by wzięła swoje życie w swoją garść, a nie przekazywała pałeczkę komuś innemu i w ten sposób pozbywała się kłopotu zwanego "ona sama, jej charakter i jej nieśmiałość".
UsuńOpowiadanie faktycznie idzie jednostajnym rytmem, ale według mnie nie powinnaś się poddawać - pisz dalej, to jest Twoja historia i zawsze się trzeba przygotować na to, że innym może się nie spodobać. Każdy ma swój gust. Ja poczekam na jakiś zwrot akcji u Elizy i Jóna, kto wie może mnie czymś zaskoczysz ? :)
OdpowiedzUsuńmelodyjny-szept
anytsujdream.blogspot.com – zapraszam na nowego bloga z opowiadaniami i nie tylko.
OdpowiedzUsuńOna – miła i mądra, ale nieśmiała i poniżana przez rówieśników półsierota, która wraca do domu po podróży po Europie;
On – pewny siebie, arogancki, buntowniczy przystojniak, który ma wszystko: pieniądze, świtę i codziennie inną dziewczynę;
Spotykają się na uczelni i… nic się nie zmienia. Ona zostaje przez niego „powalona na ziemię”, On niemalże po niej przechodzi, ale Nickolas – "książe" z tajemniczej wyspy zakochuje się w bohaterce.
Na blogu oprócz różnych opowiadań (m.in. o Jose, Jamesie i Nickolasie) będą pojawiać się notki o moim zainteresowaniu = mojej „miłości”.
Serdecznie zapraszam do czytania i motywujących komentarzy.
anytsujdream.blogspot.com