poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział VIII

Otwieram oczy. Budzę się. Leżę bokiem. Tym samym bokiem co wtedy... Z głową skierowana na zewnątrz. Słyszę szmery. Po pomieszczeniu chodzą już ludzie. To znaczy zaledwie kilka osób, ale jednak. Rzeczywiście, zeszłego dnia poinformowano nas, że po ciszy nocnej - czyli po godzinie 6 rano, wszyscy mogą tu już normalnie wchodzić. Ale śniadanie i pełny ruch zaczyna się o 9 i do tego czasu mamy wstać i się spakować. Nawet jeśli chcielibyśmy zostać na drugą noc. Chodzi o przestrzeń którą zajmują karimaty i w ogóle o schludność całego pomieszczenia. Ale nas to i tak nie dotyczy. Dziś zamierzamy opuścić schronisko. Sprawdzam więc zegarek na komórce - jest 8. Wypadałoby wstać. Teraz dopiero wyczuwam, że on leży tuż obok mnie, wtulony w moje ciało od tyłu. Jego gołe nogi mogę swobodnie dotykać swoimi, a prawa ręka przechodząc przez mój bok, zgina się tuż za nim i kończy przy moich piersiach. Tors Jón'a natomiast przylega do moich pleców, ogrzewając je przyjemnie, a z tyłu głowy wyczuwam jego ciepły, miarowy oddech. Kiedy pomyśle jak długo go znam, czuje się z tym dosyć dziwnie. Ale  poza tym... to najchętniej w ogóle bym się stąd nie ruszała...
8.10 - coraz więcej ludzi wstaje. Chyba na mnie też już czas niestety. Próbuje delikatnie odsunąć jego dłoń. On zaczyna wtedy coś mruczeć pod nosem i sam się odsuwa. Siadam na ''łóżku'' i odwracam się. Nadal śpi. Eh... I wygląda tak cudownie. Patrze na niego i nie mogę przestać. Przypominam sobie co wczoraj robiliśmy i na tą myśl się rumienie... Dobra dość tego. Staram się wrócić do trzeźwego myślenia. Wstaję, biorę swoje ubrania, kosmetyki i idę do łazienki, nie budząc go jeszcze . A niech sobie pośpi...
Wczoraj myłam włosy, a przed wyjściem nie chce ich już moczyć na nowo, więc biorę ekspresowy prysznic, uważając na głowę. Kiedy dochodzę do części intymnych, znów sobie wszystko przypominam i badam się delikatnie. Wydaje się jednak, że nic się specjalnie nie zmieniło. No może za wyjątkiem tego, że jest ona teraz trochę bardziej wrażliwa na mój dotyk. Zresztą jak całe ciało. Boże co on ze mną robi? Jak ja się na to wszystko zgodziłam? Zastanawiam się z przerażeniem i dumą jednocześnie, jak bardzo w ciągu tylko tych kilku dni się zmieniłam. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Uśmiecham się więc do siebie, trochę z satysfakcji, a trochę z bezradności i dla własnego poczucia moralności i kończę wszelkie czynności w kabinie. Potem jak zwykle ubieram się, myję zęby i robię lekki makijaż.
Jest wpół do 9. Wychodzę i pędzę do posłania. W końcu najwyższy czas się spakować. I jestem pewna że Jón to właśnie robi, albo sam poszedł do łazienki. A tymczasem on nadal spał. Chciałam go od razu obudzić, ale wtedy spojrzałam w okolice jego plecaka i wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł. Zabrałam stamtąd jego aparat. Włączyłam go i cyknęłam mu rewanżową fotkę. Postanowiłam jednak zostawić mu ją jako niespodziankę i jak gdyby nigdy nic wyłączyłam aparat, odstawiając go dokładnie w to samo miejsce. Nie mogłam się jednak powstrzymać, żeby nie zrobić jeszcze jednej- tym razem swoją komórką. Dzięki temu mogłam patrzeć na takiego Jón'a kiedy tylko chciałam. Byłam niezwykle zadowolona ze swojego sprytnego pomysłu. Tymczasem pochyliłam się nad nim i musnęłam mu usta. Powtarzałam tą czynność aż otworzył oczy. Były jeszcze zaspane i niewyraźne
-Cześć śpiochu- uśmiechnęłam się czule. A za chwilę to ja leżałam na plecach, otoczona jego rękoma, które teraz utrzymywały jego wiszące nade mną ciało
-Cześć ranny ptaszku- dopiero teraz odpowiedział, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Pochylił się i podarował mi trzeci już namiętny pocałunek. Tym razem to ja przerwałam, przekręcając głowę na bok. Popatrzył na mnie zdziwiony
-Ehm... Przy całej twej wspaniałości... Wiesz która jest godzina?- odchrząknęłam i zapytałam spokojnie, a nawet trochę teatralnie
-Wiem. Najlepsza na...- stwierdził bardzo pewny swego, choć stworzenie takiej odpowiedzi zajęło mu chwilkę. Oczywiście chodziło o całowanie, co zamanifestował kolejną próbą schylenia się ku moim ustom
-Dokładnie... Najlepsza na... wstanie i spakowanie się- dokończyłam za niego, odsuwając całą, rozczapierzoną dłonią jego twarz, zanim do czegokolwiek doszło. A zrobiłam to z taką siłą, że tym razem ja przewróciłam go na jego stronę i jak najszybciej ewakuowałam się z posłania. Wzrokiem przypadkowo natrafiłam na zegarek na ścianie
-Jest za dwadzieścia 9! Mamy 20 minut żebyś się wykąpał i żebyśmy się spakowali! Rusz się wreszcie!- krzyknęłam udawaną złością, łapiąc się pod boki.
Jón w końcu ustąpił. Ubrał spodnie i pomógł mi złożyć śpiwór i niepozornie skomplikowaną karimatę. 
Kiedy już wszystko znalazło się w plecaku wybiła godzina 9. Z pakowaniem zdążyliśmy co prawda, ale on nadal miał na sobie koszulkę, w której spał. Poszedł więc do łazienki, a ja miałam zamówić nam śniadanie. Jón poprosił o jajecznicę i tosty. Ja wzięłam sobie świeże bułki i twarożek ze szczypiorkiem. Do tego po kawie oczywiście. On czarną, mocną i bez cukru. Ja słodką, słabą i z mlekiem. Tacy byliśmy zgodni.
Wrócił po 15 minutach. Odświeżony. W swojej czapce i sweterku. Zaproponował żebyśmy poszli na zewnątrz. Pogoda była znowu ładna. Ciepłe słońce, połączone z rześkością górskiego poranka,  po deszczowej nocy dawało niesamowitą atmosferę. Jedzenie też było pyszne. Rozmawialiśmy przy nim o planach na następne godziny. Z tego co pamiętałam, stąd nie było już daleko na Szrenicę. Potem mieliśmy zejść do Szklarskiej Poręby i tam złapać autobus do Jeleniej. W pewnym momencie rozdzwoniły się oba nasze telefony. Do niego pewnie w sprawie pracy, a do mnie? W pewnym sensie też w sprawie pracy, ale bynajmniej nie Szwedzi... tylko moja mama. Ona wiedziała, że jadę na wycieczkę i napisałam jej też później, że nie wrócę na noc. Tylko że na pytanie z kim, odpowiedziałam że z kolegą ze studiów. No bo co? Ze szwedem, którego znam dwa dni? Choć nie ma prawnie takiej mocy, w życiu by mnie z nim nie puściła. Choćby nie wiem jak był miły, A tak, to przy okazji ją nawet ucieszyłam. Bo ona w wbrew pozorom naprawdę bardzo chcę żebym zaczęła wreszcie z kimś się spotykać. Nawet za cenę czasu dla niej i jej agroturystyki. Teraz dzwoniła, żeby zapytać mnie jak się bawię i zachęcić, żebym się nie spieszyła, że ona sobie poradzi. Z drugiej strony też, jak to ona, zapytała kiedy zamierzamy wracać, bo chciałaby zaprosić nas na obiad, albo ewentualnie obiadokolację. Tylko że ja po pierwsze sama nie znałam dokładnej godziny. A po drugie z wiadomych powodów nie chciałam by się jeszcze poznawali. Tak szczerze, to nawet nie wiem co tak naprawdę nas łączy i czy w ogóle będzie kiedykolwiek dobry moment, żeby przedstawić go rodzinie. Mama jednak wykazała się niesamowitą wyrozumiałością i sama stwierdziła, że to może rzeczywiście za wcześnie. Zapewniłam ją więc na koniec, że na pewno wrócę dzisiaj, tylko nie wiem o której i że dam jej jeszcze znać. Tak się rozłączyłyśmy. 
Jón tymczasem jeszcze rozmawiał i minęło co najmniej 20 minut zanim skończył. Ja w tym czasie zdążyłam pójść do toalety i odnieść nasze talerze. Kiedy kończył siedziałam już właściwie gotowa do drogi. Wystarczyło tylko do plecaka włożyć wodę, którą właśnie piłam. Wyrwał mi ją nagle i sam zaczął pić. Rozbawiło mnie to jednak, zamiast rozzłościć
-Widzę że jesteś już gotowa... Poczekaj skocze tylko do kibelka- zakomunikował zadowolony, chowając butelkę do swojego bagażu
-No świetnie. Nie dość że tyle czasu gadałeś przez telefon, to jeszcze teraz każesz mi czekać- westchnęłam niby obrażona, krzyżując ręce pod piersiami
-No nie złość się tak. Musiałem porozmawiać. Wiesz już przecież że tak naprawdę cały czas jestem w pracy...- mówiąc to pochylił się nade mną
-No a... co ty właściwie robisz. To znaczy gdzie pracujesz?- zmieniłam nagle temat, bo znowu wzbudził we mnie ciekawość
-A czy musimy o tym teraz rozmawiać?- wyraźnie zrewanżował się za wczoraj
-No dobra to idź już, tylko szybko, bo ja tu zaraz uschnę...- odpowiedziałam rozdrażniona
-O! To może cię podlać?- zapytał uśmiechając się zawadiacko, myśląc pewnie w tej chwili o wodzie, którą właśnie schował. Chyba...
-Nie, dziękuje. Idź już-
-No- odpowiedział całując mnie w plaster na skroni i chwilę później zniknął za drzwiami schroniska. A kiedy wrócił, przyniósł jakieś pocztówki. Kupił je też wczoraj na zamku. Mówi że dla siostrzeńca ze Szwecji. Bo on takie zbiera. Schował je w bezpieczne miejsce gdzieś w plecaku i założył go na plecy.
Za chwilę byliśmy już na szlaku, gdzie od razu złapał mnie za rękę, spojrzeniem tylko przypominając mi słowa, którymi już wczoraj wyjaśnił dlaczego to robi. Ruszyliśmy na zachód...

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam całość :) Wybacz, że nie dodałam komentarza pod każdym oddzielnym rozdziałem, ale stwierdziłam, że skomentuję całość pod najnowszą notką ;) Więc tak historia jest... nie wiem jak ją ująć. Cholernie mi się spodobała. Wszystko takie lekkie, przyjemne, jak się zacznie czytać to po prostu wciąga, a uwierz mi, że mnie niewiele wciąga ;) Taki typowy romansik, chociaż bardzo ciekawi mnie co Eliza przeżyła w przeszłości i dlaczego to tak na nią wpłynęło. Co do Jóna (nie wiem czy dobrze piszę) coś mi w nim nie pasuje. Nie wiem, mam wrażenie, że ukrywa jakąś tajemnicę, ale podobnie do głównej bohaterki ma jakąś przeszłość, o której chciałby zapomnieć. Podobała mi się nocna scena w schronisku. Lubię takie klimaty więc chętnie częściej będę zaglądała na Twojego bloga. Podoba mi się, że większość napisania jest w takim stylu... pamiętnikowym. Tak jakbyśmy czytali prywatne zapiski bohaterki, jest wiele jej odczuć, przemyśleń na temat towarzysza, a najbardziej podobały mi się opisy krajobrazów. Z reguły kiedy czytam jakieś opisy miejsc to zasypiam z nudy, a Ty opisałaś to wszystko bardzo obrazowo i ciekawie.

    Mam tylko jedną uwagę... kiedy piszesz dialogi, nie pisz ich w środku narracji, bo to trochę ciężko się czyta. Każdą wypowiedź zaczynaj od myślników (tak jak to robisz teraz) tylko w nowej linijce. Nie dość, że rozdziały Ci się dzięki temu wydłużą, to czytelnik będzie mógł łatwiej czytać i zrozumieć co jest wypowiedzią bohatera, a co już nią nie jest.

    P.S Czy mogłabyś mnie informować o nowych notkach na moim blogu w zakładce SPAM? Będę Ci za to wdzięczna. Aaa i nie wiem gdzie i czy w ogóle mogę Ci SPAMować więc zostawię namiary na mojego bloga w oddzielnym komentarzu. Najwyżej usuniesz ;)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc jak wspominałam zostawiam namiary do mnie tutaj, gdyż nigdzie nie widzę u Ciebie zakładki Spam lub czegoś w tym rodzaju ;) Serdecznie zapraszam!

    Charlotte Bright to młoda, siedemnastoletnia uczennica drugiej klasy liceum. Jej życie nie jest jakieś spektakularne, ciekawe i niesamowite. Lotte jest zwykłą nastolatką, mieszkającą wraz ze zwariowaną matką Teresą w niewielkim domku jednorodzinnym. Ma jedną, jedyną przyjaciółkę Sarę - rozpieszczoną, bogatą blondynkę, która mówi co jej ślina na język przyniesie i cichego wielbiciela - kolegę z tylnej ławki, skrytego, rudego Bartka. Krótko mówiąc nic nadzwyczajnego... aż do czasu. Pewnego dnia najprzystojniejszy nauczyciel w całej szkole proponuje Charlotte indywidualne, nadprogramowe zajęcia z języka angielskiego. Od tej chwili życie siedemnastolatki obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Robert jako nauczyciel ma nienaganną opinię, jest szanowany i podziwiany, jednak czy prywatnie również taki jest? Co połączy belfra i naiwną licealistkę? Czy dziewczynie uda się odkryć mroczny sekret pedagoga, a przede wszystkim - czy spotkanie Roberta i Charlotte jest aby na pewno przypadkowe? Co połączy Sarę i jej przyszywanego brata Arka? Jaki sekret będą skrywać przed całym światem? Wiele tajemnic, sprzeczności i niedopasowań. Wiele zawirowań, błędów i łez, a to wszystko za sprawą jednego uczucia - miłości.

    "- Kim ty jesteś Robert? - zapytałam ze łzami w oczach. To mnie przerastało.
    -Twoim koszmarem, Lotte -rzekł wyraźnie załamany.
    -Powiedz mi prawdę -zażądałam. Na proszenie było już za późno. Robert ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Potem opuścił ręce, a po jego policzku spłynęła jedna łza.
    -Znałem cię, Lotte jeszcze zanim ty poznałaś mnie -wyznał w końcu. -Nasze spotkanie nie było przypadkowe. Od samego początku byłaś głównym elementem mojego planu -osunęłam się na rogówkę patrząc na mojego nauczyciela z niedowierzaniem.
    -Jakiego planu? -zapytałam może ciut za ostro, ale w obecnej sytuacji nie potrafiłam inaczej.
    -Byłaś częścią mojego planu zemsty, Charlotte -odpowiedział ze smutkiem. -Dzięki tobie miałem ukarać pewnego człowieka za wszystkie krzywdy jakie mi wyrządził, a zamiast tego zakochałem się w tobie bez pamięci ..."

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam napisany dłuższy komentarz, ale blogspot niestety nie dodał mi go i usunął. W każdym razie na Twojego bloga weszłam po przeczytaniu komentarza na blogu Małej Migotki, również przeczytałam wszystko, mi także poszło to szybko, lekko i przyjemnie. Widzę, że główna bohaterka intensywnie walczy ze swoją nieśmiałością ;) a Jón chętnie jej w tym pomaga. Póki co jeszcze niewiele jestem w stanie powiedzieć o samej akcji, ale jesteś na dobrej drodze do zaciekawienia czytelnika (mnie zaciekawiłaś) Będę się tu pojawiać, kiedy będę miała chwilę i komentowała, bo widzę, że nie masz zbyt wielu opinii, a szkoda.
    To do czego mogę się przyczepić to gdzieniegdzie występujące błędy ortograficzne, no ale kto ich nie popełnia? ;)
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety mam dysleksję i do tego kłopoty z pamięcią wzrokową (w zamian za to lepiej rozwiniętą słuchową, ale w pisaniu to się raczej nie przydaje), przez co nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać. Dlatego mam ustawiony podkreślać błędów, ale jak widzę i taka pomoc nie jest w pełni skuteczna...

      Tymczasem dziękuje bardzo za miłe słowa i muszę powiedzieć, że bardzo dobrze zinterpretowałaś to co do tej pory przeczytałaś. Publikuje od nie dawna, więc akcja dopiero się rozwija. Sama nie jestem jeszcze pewna jak będzie dalej ;)

      Usuń
  4. Nawet jeżeli masz dysleksję to i tak świetnie piszesz ;) Rzeczywiście błędy popełniasz, ale nawet ja sama je robię, więc niczym się nie przejmuj. I jak już pisałam u mnie na blogu - ja mojego również założyłam na spontanie i póki mam jakieś pomysły to piszę, ale nie mogę dać sobie ręki uciąć, że za kilka, kilkanaście rozdziałów utknę w martwym punkcie i nie będę wiedziała co dalej.
    Ja ogólnie postanowiłam sobie, że dokończę tego bloga za wszelką cenę i staram się tego trzymać, często jest też tak, że pomysły przychodzą mi do głowy w trakcie pisania i nawet sama nie jestem pewna jak poprowadzę historię moich bohaterów.
    Przejrzałam dialogi i jest ok :D
    Teraz o wiele łatwiej się czyta i czytelnik ma jasność, kto co mówi.
    Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i wkrótce dodasz kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń