czwartek, 12 marca 2015

Rozdział III

Leżałam na łóżku nie mogąc zasnąć. Te ostatnie kilka godzin nie dawały o sobie zapomnieć. Najpierw znalazłam się w miejscu, w którym w ogóle nie powinnam być, a potem ten wypadek... No i on. Ta jego stanowczość, tajemniczość, pewność siebie...
A ja tymczasem jechałam przecież przez cały Dolny Śląsk z facetem, którego poznałam... chwile wcześniej! Ta myśl była trochę przerażająca. Ale zaufałam mu i on tego nie wykorzystał, więc chyba nie mam się czego obawiać. Zwłaszcza że jest całkiem przystojny. No i to pół Szwed! Rozmarzyłam się...
-Daj spokój idiotko! Podwiózł cię tylko! No właśnie. Podwiózł tak daleko, poprosił o numer, ale przecież to tylko z troski. Tylko z troski! Zbeształam się, starając wrócić na trzeźwe myślenie.
W końcu udało mi się zasnąć. Kolejny dzień upłynął baardzo wolno. Co chwilę zerkałam na telefon, mając nadzieje i besztając się za to jednocześnie. Sama jednak nie odważyłam się zadzwonić. Wieczorem moja komórka po raz kolejny zelektryzowała mnie swoim dźwiękiem sms- a. Tym razem jednak się nie zawiodłam. Nie była to ani siostra, ani przyjaciółka. Serce podeszło mido gardła, bo oto wyświetliło się imię Jón:

-Hej. Jak tam twoja głowa... to znaczy skroń? Boli jeszcze?-

No tak. Tak jak myślałam, pyta o zdrowie...

-Nie... Jest coraz lepiej. Goi się. Dziękuję :) -

-Nie ma za co. Jak już mówiłem, robię to co uznaje za stosowne... A ty? Co jutro robisz?-

A jednak nie tylko! Odpisuję:

-No... Jestem jeszcze w Jeleniej. Wracam dopiero w tygodniu.-

Czekam. Woła mnie mama. Kolacja. On nie odpisuje. Muszę iść. Komórkę zostawiam na ładowaniu. Wracam dopiero po godzinie i obsłudze wszystkich gości. Jest sms:

-Domyślam się. Ale masz wolny czas, tak?-

Zastanawiam się. Niby obiecałam mamie pomóc przy agroturystyce. Ale robię to cały czas gdy tu jestem. To nieskończona praca, wiec jak się raz wyrwę, to chyba nic się nie stanie. Ale zaraz, czy to oznacza że on jest w Jeleniej? Albo zamierza tu przyjechać? Na tą myśl znów zrobiło mi się cieplej...

-Tak. Mam.-

Zdecydowanie mam...

-To świetnie. Będę czekał o 9, dokładnie tam gdzie cię ostatnio podwiozłem. Ubierz się wygodnie...-

-Ok-

Odpisałam tylko i na tym się skończyło. Co on chce zrobić? Gdzie jedziemy? Co to znaczy wygodnie? Mam mętlik w głowie...
Finalnie ubrałam adidasy, spodnie wielofunkcyjne (tzn. z długich mogą stać się rybaczkami, albo krótkimi), a górę na cebulkę. To znaczy bluzkę, cienki sweter i kurtkę. Kiedy wyszłam, on już czekał z tym swoim czarnym jeepem. Sam jednak wyglądał zupełnie inaczej. Na głowie miał jasnoszarą, wełnianą czapkę. Taką a'ala krasnalą. Zamiast garnituru, sweter też wełniany i też w bardzo podobnym kolorze, z podkasanymi rękawami. Do tego materiałowe, dosyć szerokie spodnie z wielkimi kieszeniami na udach i łydkach, spod których wystawały mu ciemne, górskie buty.
-Cześć- uśmiechnęłam się, a on zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Cześć- odwzajemnił wreszcie uśmiech -Zmień buty- powiedział nagle.
-Co?- zapytałam zaskoczona takim powitaniem.
-Zmień buty- powtórzył spokojnie i podniósł lekko nogawkę, by na przykładzie swoich, dać mi do zrozumienia o jakie mu chodzi -Chyba masz takie?- zapytał z nagłą niepewnością.
-Yy.. Tak. Tak mam. Dobra, zaraz wracam- Powiedziałam i szybko pobiegłam do domu. Miałam oczywiście takie buty - buty w góry. Ubrałam je i ponownie wyszłam na zewnątrz.
-Czy to znaczy że jedziemy w góry?- zapytałam, kiedy już wróciłam na ulice.
-Tak... Jeśli chcesz oczywiście- odparł -Pewnie- uśmiechnęłam się, a on zbliżył się i znowu dotknął mojej rany
-W porządku?- zapytał ciszej, z troską.
-Tak. Już nie boli. Naprawdę...- odpowiedziałam, a Jón patrzył na mnie jeszcze przez chwile przenikliwym wzrokiem, jakby chciał coś zrobić, ale nie przesunął ręki nigdzie indziej, tylko pozostawiając mnie z walącym sercem odwrócił się i jak gdyby nigdy nic otworzył drzwi pasażera.
-Zapraszam- odrzekł, a ja chwiejnym krokiem weszłam do środka. Jón zamknął za mną drzwi i poszedł na swoją stronę
-Wiesz, jak tu jechaliśmy i zobaczyłem te góry... chciałbym żebyś mi je pokazała. Ty je chyba dobrze znasz nie?- powiedział włączając silnik. Tak znałam je. Kiedyś przyjeżdżałam tu do dziadków. A potem na różne wycieczki szkolne, czy później samodzielne. Organizowane razem ze znajomymi.
-Naprawdę chcesz je zobaczyć?- zapytałam trochę zaskoczona
-Tak- odpowiedział -A co nie wyglądam na takiego?- zaśmiał się.
Spojrzałam na niego. Wcześniej w tym garniturze, w galerii - na pewno nie. Ale teraz...
-Nie no... w sumie to wyglądasz-
-No. Mam nadzieje. To dokąd jedziemy?-
Zaczęłam się intensywnie zastanawiać. Miałam w końcu zostać jego przewodnikiem...
-Skręć w lewo- zdecydowałam w końcu, a po kilku następnych zakrętach kazałam mu się zatrzymać.
-Zaczniemy od tej góry- wskazałam na ruiny zamku wznoszące się wysoko ponad miastem, a on wyjął z bagażnika duży, profesjonalny, górski plecak i ruszyliśmy. Droga tam była tak szybka i łatwa, że po 40 minutach byliśmy już na miejscu.
Weszliśmy na zamek i zaczęliśmy go zwiedzać. Obeszliśmy dookoła mury, a potem poszliśmy na wieże. Widok był niesamowity. Z jednej strony roztaczała się panorama całej kotliny jeleniogórskiej i gór ją otaczających.
-To Jelenia Góra tak?- zapytał wskazując na wielka plamę zabudowań
-Aha- odpowiedziałam
-Gdzie jest centrum?- kontynuował, a ja wskazałam ręką i zaczęłam opisywać wieże kościołów i ratusza i ich położenie względem innych miejsc.
-Aha...- odpowiedział i w tym momencie zrobił coś dziwnego. Stanął za mną, bardzo blisko. Otoczył mnie rękoma, finalnie opierając się nimi o kamienną barierkę przed nami
-A twój dom? Gdzie jest?- zapytał z bardzo bliskiej odległości
-Tam...- pokazałam i starałam się jak najbardziej spokojnie opisać mu jego umiejscowienie. Choć serce waliło mi teraz jak młotem.
Oprócz przylegania swym ciałem do moich pleców, nie robił teraz nic więcej, ale nie odrywał się ode mnie ani na chwilę, a w zamian zadawał mnóstwo pytań. Dlatego pomimo chłodnego wiatru, zrobiło mi się na prawdę gorąco. W końcu skończyły mu się pomysły i zapadła dziwna cisza.
-To może pójdziemy na drugą stronę?- przerwałam ją nie pewnie, a on po dłużej chwili, jakby niechętnie odsunął się i bez słowa wskazał ręką drogę. Ruszyłam więc jak najszybciej na drugą część wieży, próbując ochłonąć. Tam z kolei, oczy cieszyły Karkonosze, w całej swej okazałości. Od Śnieżki, aż do Szrenicy. Podeszłam tam i odwróciłam się, by zobaczyć czy idzie za mną. On tymczasem stał w połowie drogi i przyglądał mi się dziwnie. Zawiał mocniejszy wiatr i włosy zakryły mi oczy. Odruchowo zaczęłam je odgarniać, zastawiając się o czym myśli
-Nie ruszaj się- powiedział, a ja stanęłam w bezruchu z włosami tańczącymi między dłońmi. Jón miał na sobie aparat, ale do tej pory go nie używał. W końcu to zrobił. Uniósł ze swojej piersi, włączył, ustawił... a mnie ręce już cierpły. Ale trwałam tak, a on pstrykał chyba z 10 razy, zanim pozwolił mi się znowu ruszać. Wyłączył swój sprzęt i podszedł do mnie. Oparł się bokiem o balustradę, chwile na mnie patrząc, a potem odwrócił wzrok w stronę gór
-To tam teraz idziemy tak?- zapytał znowu.
-Tak.. tylko jeszcze nie wiem gdzie dokładnie. Bo nie wiem ile mamy na to czasu...- Spojrzałam na niego pytająco, a on znów podniósł aparat
-Zobaczymy- odrzekł -Opowiedz mi coś o nich- dodał bezczelnie robiąc sobie zdjęcia mojej twarzy.
Zrozumiałam, że oczekuje ode mnie, że nie będę się przejmować tym co robi. Tak też, choć z wyczuwalnym rumieńcem, starałam się zachowywać. Czyli jak najbardziej naturalnie
-No więc...- zaczęłam opisywać mu wszystko to, co było widać. A on swoimi pytaniami nie pozwalał mi przerywać, choć nie patrzył nawet w tamtą stronę. Cały czas robił mi te zdjęcia. Myślałam że już nigdy nie skończy. Ale skończył
-Zgłodniałem trochę. Jest tu jakaś restauracja?- zapytał nagle
-Tak. Na dole- odpowiedziałam i poszliśmy tam. Zamówiliśmy coś szybkiego
-To wiesz już gdzie idziemy?- zapytał, gdy usiedliśmy przy stole
-Chyba tak- odpowiedziałam i opisałam mu najważniejsze miejsca na trasie. A jemu to się spodobało. Szybko zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej, zielonym, a potem niebieskim szlakiem w stronę Śnieżnych Kotłów...

1 komentarz:

  1. A ja tu czegoś nie rozumiem, albo coś pogubiłam lub pomyliłam. Jest maj, tak? I ona założyła na siebie kurtkę? Było aż tak zimno? Poza tym górski plecak - on aż taki przygotowany. Jak dla mnie to trochę za perfekcyjne wszystko, za bardzo wyidealizowane.
    Elizka pozwoliła by decydował za nią nawet w jakich butach ma chodzić - źle się zaczyna, znaczy to akurat wróży, że w przyszłości może być ciekawie, ale ja na jej miejscu miałabym pewne obawy i czerwona dioda w głowie już by mi się od dobrych kilku minut świeciła.
    Facet jest za troskliwy i za bardzo namolny, choć może to ma być po prostu lekki romansik, a ja się niepotrzebnie tutaj doszukuje jakiś spektakularnych akcji. Z drugiej strony nie ma w nim niczego co by mnie osobiście przyciągało - ot taki zwykły facecik, nudziar, sztywniak i poprawny oraz miły aż do porzygu.
    Lecę zobaczyć co się będzie działo dalej. Poćwicz pisanie dialogów, bo nieraz zlepiasz w jednej lini jego wypowiedzi i jej wypowiedzi, co bardzo utrudnia czytanie. No i jest za dużo po myślniku dialogowym (po wypowiedzi któregoś z bohaterów) zaśmiał, powiedział, powiedziała. Rozmawiają we dwoje, tylko on i ona, więc to logiczne, że mówią naprzemiennie, nie trzeba tego czytelnikowi aż tak szczegółowo objaśniać :)
    Czekam na coś co mnie w tym opowiadaniu zszokuje, bo w końcu było ostrzeżenie, że dla dorosłych. Chociaż jak dotychczas nie wychwyciłam nic co by kwalifikowało się do kategorii dla pełnoletnich czytelników. Chyba nawet wręcz przeciwnie, wydaje się to być leciutkim romansidłem dla nastolatek, i to tych bardziej naiwnych i wierzących jeszcze w ideały :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń