środa, 18 marca 2015

Rozdział IX

Uszliśmy ledwie parę kroków, kiedy nagle poczułam delikatny ból w okolicy dłoni, którą akurat trzymał Jón. Odruchowo uwolniłam się z jego ręki i spojrzałam na nią, zastanawiając się o co chodzi. Okazało się, że po obu strona palca wskazującego, w jego grubszej części, widnieją małe siniaki.
-Co się stało?- zapytał zatroskany i nie czekając już na odpowiedź, ujął moją dłoń, żeby samemu się jej przyjrzeć -Skąd to masz?- zapytał przyglądając się fioletowo-niebieskim plamkom
-Nie wiem...- odpowiedziałam. I przez chwilę rzeczywiście było to zgodne z prawdą. Przez chwilę, bo cały czas intensywnie myśląc o tej sytuacji, doznałam wreszcie olśnienia. Na tą myśl zagryzłam tylko dolną wargę i zaczerwieniłam się.
-Zarumieniłaś się. Chyba jednak coś kręcisz...- zagadnął podejrzliwie Jón, od razu wyłapując zmiany na mojej twarzy. A ja tymczasem jednym, zgrabnym ruchem upomniałam się o swoją rękę. Zerknęłam na nią jeszcze raz, by przyjrzeć się kształtom siniaków i ich umiejscowieniu i tym sposobem upewnić się w swoich podejrzeniach. A widząc, że on nadal czeka na odpowiedź, westchnęłam...
-No... ojej no... To się stało wczoraj wieczorem... Po prostu przypadkowo się ugryzłam- odpowiedziałam mu nie pewnie, nie do końca szczerze i bez zbędnych szczegółów. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię tak swobodnie rozmawiać na Te tematy..
-Ugryzłaś się? Niechcący? Ale jakim cudem? Kiedy?- nie dawał mi spokoju. Zrozumiałam więc, że nie mam wyjścia...
-Ok...- wzięłam głęboki oddech, jakbym miała właśnie wyznać jakąś winę -Ostrzegałeś mnie wczoraj żebym nie była za głośno... Pamiętasz? A ja... Gdybym się w ostatnim momencie nie ugryzła w tą cholerną rękę to...- mówiłam to właściwie nie do niego, tylko do panoramy Kotliny Jeleniogórskiej na którą teraz patrzyłam, tym samym stając do Jón'a tyłem. Tak było mi łatwiej.
-A więc o to chodzi...- zaśmiał się ciepło -Oj Eliza, Eliza...-Odwróciłam się, a on podszedł do mnie i spojrzał prosto w oczy.
-Nie rozumiem. Nie podobało ci się?- zapytał strasznie poważnie. Zatkało mnie.
-Nie no... Nie o to chodzi. Ja po prostu...- nie wiedziałam co powiedzieć. Na szczęście Jón w porę mi przerwał...
-Czyli jednak ci się podobało?- jego twarz znowu się rozpogodziła, a ja spojrzałam na niego wymownie, bezwiednie zgryzając wargę. Była to dla niego jednoznaczna odpowiedź
-Chodź tu...- powiedział kręcąc głową i łapiąc za biodra przyciągnął mnie do siebie, żeby obdarzyć długim, soczystym pocałunkiem, podczas którego jego nieokiełznane ręce zawędrowały na moje pośladki, gdzie z lubością się rozpanoszyły.
Było to tak wciągające, że kompletnie zapomniałam, że stoimy właśnie na środku wcale nie słabo uczęszczanego szlaku. I to w biały dzień!
-Wiesz. Jesteś dla mnie prawdziwą zagadką. Ta twoja nieśmiałość jest naprawdę pociągająca...- powiedział  po chwili opierając się o moje czoło -...ale chyba nie jest ci z tym łatwo co?-
No i po romantyźmie... Natychmiast się od niego osunęłam. Jak mógł w takim momencie o to pytać?!
-Przepraszam.  Nie powinienem...- zareagował od razu. Najwyraźniej zrozumiał swój błąd.
-Po prostu już chodźmy- poprosiłam zrezygnowana i nie czekając dłużej ruszyłam przed siebie. Jón od razu mnie dogonił i przez pewien czas szliśmy tak w kompletnej ciszy.
W pewnym momencie nie wytrzymał i nieśmiało złapał moją dłoń. A kiedy wyczuł, że się nie bronie, ścisnął ją mocniej. W sumie to lubię jak mnie trzyma i tak naprawdę już nie byłam na niego zła.
Tymczasem znów zabolało. Oboje już zdążyliśmy zapomnieć o tych siniakach, dlatego najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili przeprosił całując obolałe miejsce i zaproponował, że stanie z mojej drugiej strony, żeby móc trzymać zdrową rękę.
-Jestem już duża. Poradzę sobie- odpowiedziałam z przekorą, ale on to zbagatelizował i po chwili szedł już u mojego drugiego boku
-Nie wątpię. Ale może... ja sobie nie poradzę?- wyjaśnił swoje zachowanie, puszczając do mnie oczko. Spojrzeliśmy na siebie i po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem. A atmosfera całkiem się już oczyściła.
Po jakiejś godzinie od wyjścia ze schroniska, dotarliśmy do pewnych skał. Miały ciekawe kształty i były dosyć wysokie. A najciekawsze, że wyrastały tak nagle, na płaskim i łysym już na tej wysokości grzbiecie. Po chwili przypomniałam sobie, że już tu kiedyś byłam i że skały te nazywają się... Trzy Świnki, co bardzo rozśmieszyło Jón'a. Od razu nabrał ochoty żeby się  tam wspiąć. A że ja też lubiłam takie rzeczy, wybraliśmy się tam razem. Wejście wbrew pozorom nie było takie trudno. Przynajmniej na niektóre ich elementy. Jeśli ktoś jest sprawny i nie ma lęku wysokości - nie powinien mieć z tym żadnego problemu. Niedługo potem, jako jedni z niewielu, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę na ich szczycie. Choćby dla pięknego widoku (A było stąd widać całą Szklarską Porębe i wszystkie góry stanowiące przedgórze Karkonoszy. Wśród nich nawet Chojnik - czyli zamek na którym byliśmy wczoraj. A za nim, w oddali, samą Jelenią Górę).
 No i w końcu znaleźliśmy też coś, co nas łączy.
Do Jón'a przyszedł nagle jakiś mms. Odczytał go i powiedział że pilnie musi gdzieś przedzwonić. A ja już nawet o nic nie pytałam. Napiłam się tylko wody, a że słońce przyjemnie grzało i praktycznie nie było wiatru - odpięłam sobie nogawki spodni, tak że z długich stały się prawie szortami i zdjęłam sweter, który podłożyłam pod głowę i położyłam się wygodnie na plecach. Zamknęłam oczy i wdychałam przyjemne, górskie powietrze, wsłuchując się w jego szwedzki. A kiedy znowu na niego spojrzałam, zauważyłam, że wyraźnie miał problem ze skupieniem się na rozmowie. Siedział cały czas w moich nogach, bo nie było tu zbyt dużo miejsca i pomimo powagi sytuacji, w której się znajdował, wolną rękę bez ostrzeżenia położył mi na łonie, by potem powoli przesunąć ją pod bluzkę, gdzie zaczął delikatnie głaskać nagi brzuch. Ani na chwilę jednak nie spojrzał w moją stronę. Choć widziałam jak ze sobą walczy. W końcu nie wytrzymał. Wstał i odsunął się, żeby spokojnie dokończyć rozmowę.
Skała była twarda, więc szybko zrobiło mi się nie wygodnie. Jón nie wracał, więc obróciłam się na brzuch i z nudów zaczęłam grzebać we własnej komórce. Nagle usłyszałam odgłos aparatu. Tym razem zdecydował się zrobić mi zdjęcie z zaskoczenia. Chciałam wstać, ale poprosił żeby została w pozycji leżącej. No i tak walnął mi kolejną już na tej wycieczce sesję. Przemieszczałam się z brzucha na plecy, a potem na kolana. Cały czas robiąc wszystko co chciał. Sama nie wiem czemu tak jest, ale kiedy robi mi zdjęcia, wyraźnie rozkazuje, a ja te wszystkie rozkazy spełniam już praktycznie bez słowa. Jestem wtedy jak w transie...
Kiedy wreszcie skończył, zeszliśmy na dół i ruszyliśmy w dalszą drogę. Zaczęłam się w sobie zbierać i pomimo nieśmiałości, w końcu postanowiłam zadać nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytanie
-Jón. Czemu ty właściwie cały czas robisz mi zdjęcia? To znaczy... czemu tylko mi? Przecież masz tu tyle pięknych krajobrazów dookoła?-  zapytałam, choć nie byłam pewna, czy powinnam
-Nie interesują mnie krajobrazy. Jeśli chcesz wiedzieć. To znaczy interesują, ale nie takie jak myślisz- odpowiedział spokojnie, przejeżdżając wzrokiem po całym moim ciele. A ja odczułam to spojrzenie bardzo realistycznie, gdyż natychmiast przeleciały po mnie ciarki.
-Aha...- odpowiedziałam tylko i nic już więcej nie mówiłam. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć...
Niedługo potem doszliśmy do schroniska na Szrenicy. Drugiego najpopularniejszego szczytu w Karkonoszach. Choć wbrew pozorom, drugim najwyższym wcale już nie był.
Stamtąd było już widać Halę Szrenicką i kolejne schronisko. I tak mieliśmy tamtędy przechodzić, więc postanowiliśmy nie zatrzymywać się tutaj, na górze, tylko od razu podejść na halę Choćby dlatego. że wydawała się bardziej sielska. Jest tam przestrzeń i zielona trawa. Tutaj było z kolei dosyć buro i wąsko. No i dużo więcej turystów, jak się okazało.
W tym drugim schronisku właśnie, zdecydowaliśmy się zjeść też obiad. Była 13, więc akurat dobra godzina na coś konkretniejszego. Oczywiście każdy zamówił sobie jak zwykle co innego. Zjedliśmy na tarasie, a potem z dala od wielu innych ludzi, którzy z powodu aury, wpadli na podobny pomysł, rozłożyliśmy się na tej górskiej łące. Idealne miejsce na relaks...

14 komentarzy:

  1. O jak miło <3 Nadal mam wrażenie, że z Jónem coś nie gra. Nie wiem, wydaje mi się być taki trochę niepokojący, ale mogę się mylić. A może on jest jakimś sado maso? Ogólnie niby miły, uprzejmy i wgl, ale kiedy robi te zdjęcia staje się jakiś taki... władczy. Trochę kojarzy mi się z moim Robertem. Co prawda on Charlotte zdjęć nie robi, ale podczas zbliżenia również jest taki władczy, momentami wręcz przerażający.
    Świetnie opisujesz wszystkie krajobrazy - nie wiem czy mieszkasz gdzieś w pobliżu i po prostu znasz te tereny, ale naprawdę idealnie Ci to wychodzi. Co do Jeleniej Góry, mój starszy brat był tam kiedyś w wojsku ;D Niestety ja nie miałam okazji pojechać do niego na przysięgę, gdyż byłam wtedy takim małym, upierdliwym kurduplem, ale moi rodzice byli, zwiedzili i się zachwycili, zwłaszcza moja mama.
    Co do czcionki to rzeczywiście na początku też miałam z nią problem, ale potem się przyzwyczaiłam i jakoś mi to wszystko szło. Ale rzeczywiście mogłabyś zmienić tło i czcionkę, wiem, chciałaś aby było oryginalnie, ale czasami oryginalnie nie oznacza dobrze.
    Pozdrawiam i czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz jest o wiele lepiej. Bosko, po prostu <3
    Pochodzę z Pomorza ;) Tak więc drugi koniec Polski

    OdpowiedzUsuń
  3. Jón jest zdecydowanie zbyt idealny, mi też się wydaję, że coś jest z nim tak. Myślę, że wskazówkę dajesz właśnie w tych zdjęciach, zastanawiam się, czy nie zrobisz czegoś w stylu pewnej obsesji Jóna. Wyobrażam sobie jakiś pokój, do którego on ma tylko klucz i tam zdjęcia Elizy na ścianach i jego wzrok szaleńca ;D Chyba trochę poniosła mnie fantazja, ale to mogłoby być ciekawe... tutaj taki kochany i miły, a w środku zupełnie inne oblicze - no przecież ona jeszcze w ogóle go nie zna i wszystko może się zdarzyć ;)
    Czekam na następny i mam nadzieję, że czegoś więcej dowiemy się o Jónie.

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest - przeczytałam całość! Tylko wybacz brak komentarzy pod rozdziałami. Nie byłam pewna czy czytasz komentarze czytelników do starszych swoich postów. Blog mi poleciła Victoria Williams. Tylko ja nawet teraz mam problem z napisaniem komentarza, bo tak naprawdę nie wiem co myśleć o tym opowiadaniu. Oczywiście podoba mi się to że jest takie monotonne, jednostajne i spokojne. Dobrze że są przemyślenia i odczucia bohaterki. Błędami się nie przejmuj bo każdy je popełnia i nie ma opcji by nawet posiadając najlepszy program, czy osobę tzn betę wyłapać wszystkie.
    Pozdrawiam;
    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najczęściej czytam te, co są w ostatnich rozdziałach, ale zaglądam też na stare. Ale dobrze że wybrałaś ten ostatni rozdział na swój komentarz :)
      Dobrze że jest takie monotonne i jednostajne? No nie wiem czy do końca traktować to jak komplement ;) Moje opowiadanie, to rzeczywiście przede wszystkim przemyślenia bohaterki, ale jeszcze wiele się zmieni. Nie będą przecież po tych górach w nieskończoność chodzić ;)

      Usuń
    2. Jako komplement, bo to ma swój taki niepowtarzalny urok dzięki temu. Poza tym to sztuka by bez nagłych zwrotów akcji, bez jakiś licznych kontrowersji zaciekawić czytelnika i sprawić by chciał czekać na kolejne rozdziały, a tobie się to udało.
      Nie przychodzą ci komentarze na e-maila? Mnie przychodzą i uważam że jest to bardzo wygodne i przydatne.

      Usuń
  5. Powiało mi tym słynnym Greyem. Nie bym twojego bloga uważał za plagiat, czy coś w tym stylu. .. co to to nie, ale zauważam podobny klimat. Też jest nieśmiała, trocha głupiutka i naiwna dziewczyna, która chwilami czuje i myśli jak nastolatka. Też jest nadmiernie, wręcz obsesyjnie troskliwy i opiekuńczy facet, który zawsze jest do wszystkiego przygotowany i zdaje się wszystko potrafić. Też mamy ich niespodziewane i cudowne spotkanie, gdzie on od początku jej imponuje... tyle, że ja nie wiem czym, może tym, że traktuje ją jakby miała pięć lat i nie umiała sama o siebie zadbać? No ale cóż, i tacy obsesyjni mężczyźni się zdarzają, więc nie czepiam się tego co napisałaś, ani jak to napisałaś, tylko bohaterów. Jón od początku wpada w oko Elizce, tyle, że ja też nie wiem dlaczego, ale może dlatego, że ja nie jestem kobietą. Mnie tam on by nudził, nie chciałbym mieć takiego idealnego pod każdym względem kupla, który zawsze się do wszystkiego przygotowuje. Zero w nim spontaniczności. Co do Elizki, to pomijając już jej nieśmiałość i inne problemy, ona jest po prostu głupia i ją też naprawdę ciężko lubić. Jest tak naiwna i tak bardzo bez własnego zdania, że to aż boli. No i tu pojawia się problem, bo wydaje mi się, że czytelnik powinien lubić bohaterów, może nie wszystkich, ale głównych na pewno. No a tych twoich ciężko polubić, bo właściwie nie ma za co ich lubić, chociaż to może ze mną jest coś nie tak, bo Anę i Christiana pokochał świat, a ja ich też nie polubiłem. Polubić to nie znaczy zawsze się z nimi zgadzać, ale... w nich mi czegoś brak... Choć z drugiej strony u ciebie jeszcze mam szansę się do bohaterów przekonać, albo chociaż przyzwyczaić, bo akcja postępuje bardzo wolno, a rozdziały są krótkie. Właściwie to w większości rozdziałów nic się nie dzieje, tylko łażą, łażą i łażą i nie ma w tym łażeniu, ani pomiędzy tym łażeniem niczego kontrowersyjnego, ani spektakularnego. Właściwie to wszystko co do tej pory opublikowałaś na blogu moim zdaniem powinno się zmieścić w 2-3 rozdziałach, a nie 9 (powinny być one po prostu dłuższe i w niemal każdym, albo chociaż w co drugim powinno się coś ciekawego dziać, coś co by intrygowało, raziło w oczy, albo sprawiało by człowiek się rozpływał). Właściwie to przy tej powieści, mnie osobiście, trzymają tylko zdjęcia Jóna, bo romans tej dwójki nieszczególnie mnie obchodzi, bo jak na razie jest nudnawy, bardzo powolny. Choć z drugiej strony Eliza zachowała się trochę jak taka wyuzdana dziwka udająca dziewicę. "Największa dziewica okazała się dziwką" - jak to mawiają. Tu niby takie nieśmiałe dziewczę, udające na każdym kroku naiwną idiotkę, a pozwala sobie na pozowanie do "takich" zdjęć, nawet nie dopytuje po co to Jónowi (tu też pokazała, że nie tylko jest naiwna, ale i głupia). Na dodatek chłopaka widziała raz na oczy, potem wybrała się z nim w góry i już daje mu wkładać palce w cipkę? Ja na jego miejscu bym pomyślał, że ta wstydliwość, nieśmiałość i brak poczucia własnej wartości, to udawany teatrzyk z jej strony, a naprawdę to latawica co lubi rozkładać nóżki, albo co chce złapać faceta na szybki i łatwy seks, na który bez wątpienia szybko się zgodzi i nie trzeba z nią nawet chodzić za rączkę i zapraszać na romantyczne kolacje, wystarczy się uśmiechnąć i sobie zażyczyć. Elizka jest więc idealną kochanką, ale nie widziałbym jej w roli dziewczyny czy szanującej się kobiety po takich akcjach. Dlatego mnie by wcale nie zdziwiło, gdyby Jón miał żonę i na przykład ze dwie córeczki :) Właściwie na taką akcje czekam, bo wreszcie wtedy by się coś działo, jakaś akcja...

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja dobrnęłam w końcu do końca, a przynajmniej do tego miejsca by być na bieżąco :)
    Plus, brawa i gratulacje za obrazowe, nieprzydługie i nienudne opisy terenów, krajobrazów i miejscowości.
    Masz dobry styl, jest trochę powtórzeń, ale każdemu się one zdarzają, no i raz chyba tylko była ta zmiana czasu - przynajmniej ja raz to dostrzegłam - dało się to przeboleć, a mnie nawet mocno nie bolało, tak więc tym się zupełnie nie przejmuj.
    Co do samej historii, fabuły i bohaterów to może w podpunktach, będzie czytelniej. Jednak pamiętaj, że ocena tego typu rzeczy zależy od czytelnika, i to co jednemu się spodoba trochę, drugiego zauroczy na długo, a inny uzna za dno (miejmy dystans do własnej twórczości):
    1. Opowieść ta strasznie się wlecze, jak ślimak jakiś. Tam tak naprawdę przez 9 rozdziałów nic się nie dzieje, a sytuacje które mnie zafascynowały mogłabym wyliczyć na palcach jednej ręki.
    2. Dzięki ci Panie... a nie, pomyłka! Dzięki ci Autorko za osadzenie akcji w Polsce, polskie imiona i nawet za to że ten cały Jón ma takie proste imię, a nie jakieś wymyślne, długie, ciężkie do spamiętania, na dodatek z utrudnioną pisownią - na większości blogów takie są, a ja zawsze nie mogę ich spamiętać. W ogóle to ciekawi mnie jak się jego imię czyta - Dżon? Dżón? Jón? Jon? Jan? Dżan? (żadna inna opcja nie przychodzi mi do głowy).
    3. Elizkę nawet lubię. Chwilami jest męcząca, zbyt się nad wszystkim rozwodzi, za dużo zastanawia... wydaje się być niby wolna, ale jednocześnie zamknięta w pudełku własnych wątpliwości, rozterek i wyimaginowanych spraw. Jednak można się do jej stylu bycia przyzwyczaić, choć przyznam, że czytając komentarz powyżej mnie też skojarzyła się z panną Steel z "50 twarzy Greya".
    4. Jóna nie lubię, męczy mnie on, drażni. Jest za idealny. Nie chodzi mi o to by od razu był Bad Boyem, czy jakimś gangsterem, albo draniem, czy wulgarnym typkiem, ale tak jak przebywanie z kimś idealnym, słuchanie idealnych i wymarzonych wypowiedzi, obserwowanie wyuczonych i sztucznych wyidealizowanych zachować nudzi, tak czytanie o takim człowieku nudzi. I moim zdaniem nie ma w nim niczego pociągającego... może wygląd, ale poza tym to on jest jak taki kujon z pierwszej szkolnej ławki, co zawsze jest przygotowany, wszystko zawsze umie, udziela przemyślanych odpowiedzi, a poza tym to jest pośmiewiskiem kolegów z klasy i to nie dlatego, że się dobrze uczy, ale dlatego, że jest nudny, że nie ma w nim niczego oryginalnego i... ja chyba nawet z takim Jónem nie chciałabym rozmawiać, bo czułabym się jak na rozmowie o prace. Inna sprawa to zdjęcia Jóna... ale o tym w kolejnym podpunkcie.
    5. Podobnie jak jednej komentującej osobie mnie się wydaje, że te zdjęcia są kluczem, ale nie wiem za bardzo do czego. Nie wiem czy mam się spodziewać faceta, który jest nudny, ale lubi od czasu do czasy pierdyknąć portfolio złożone z samych aktów i scen seksu, czy np lubi oglądać, albo nagrywać pornosy. Mam też inne przypuszczenia i wydaje mi się, że bliższe możliwej wersji wydarzeń, bo bardziej poważne. Wydaje mi się, że Jón znał już wcześniej Elizę, albo kogoś mu ona przypomina, kogoś kogo utracił. Nie chciałabym by się okazał sadomaso czy coś z tych rzeczy, bo wtedy za bardzo w stronę słynnego Greya by poszło, a mnie się już chyba ten klimacik przejadł, bo w każdej powieści na jaką natrafiłam w blogsferze, jeśli już była wstawka o dominacji i uległości w łóżku, to zazwyczaj tak przesłodzona, że aż mdła, albo tak brutalna, że aż przerażająca. Ja jednak stawiam, że on znał Elizkę, albo ona znała kogoś kogo znał i on. Jestem pewna, że coś ich łączy.
    Podsumowując - Gdyby rozdziały były dłuższe, więcej się w nich działo, akcja postępowała szybciej, a Jón był bardziej ludzki, taki... aby było w nim coś fajnego, a Elizka nieco mniej naiwna, to opowiadanie mogłabym ocenić w skali od 1 do 10, nawet na 9 i pół jeśli pomysł na zdjęcia by mnie nie zawiódł. Jón naprawdę jest trudny do strawienia, przynajmniej dla mnie, nie wiem jak dla innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znowu Victorio udowadniasz, że nie dokładnie czytasz. Pod 3 rozdziałem, tam gdzie poznajemy imię Jóna, jest wyjaśnione jak czyta się je czyta ;)

      Usuń
  7. Napisałam cholernie długi komentarz, ale przez to całe ostrzeżenie przed zawartością mi go zjadło. To jest naprawdę wkurwiające, bo wystarczy odejść od laptopa, ten wejdzie w stan uśpienia, potem chce się kontynuować czytanie, czy dopisać coś do komentarza i opublikować, a to znowu przenosi na tą beznadziejną stronę ostrzeżenia. Weź napisz gdzie po boku, czy do góry "Dozwolone od lat 18", a tego ostrzeżenia się pozbądź w cholerę, błagam!
    Postaram się odtworzyć ten mój komentarz, ale nieco później, bo teraz już nie zdążę, bo muszę do pracy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Choć pewnie nie muszę, to chciałabym wyjaśnić pewne zachowania moich bohaterów. Nie wiem, czy pisze tak nie zrozumiale, czy po prostu zbyt wiele ukryłam/pozostawiłam w sferze domysłów...
    Widzicie tutaj przesadnie nieśmiałą, naiwną dziewczynę, zachwycającą się byle czym. Która to dziewczyna nagle zmienia się w nie powiem co. Eliza jest rzeczywiście nieśmiała i to bardzo. Przeżyła coś w dzieciństwie ( o czym wspominałam), co ciągnęło się jeszcze w nastoletnim życiu, a co sprawiło, że w sprawach damsko-męskich jest rzeczywiście jak prawdziwe dziecko. Ale jak ma być inaczej, jeśli nie ma żadnych w tym względzie doświadczeń? Kompletnie żadnych. Pytacie jak to możliwe. To przecież nie realne. A jednak. Znam z życia takie przypadki i wcale tu nie chodzi o osoby niesamowicie chore, czy zacofane. Czasem może na to wpłynąć nawet nieświadomie złe wychowywanie przez rodziców. Jest na prawdę wiele powodów. U Elizy barierą była ta ogromna nieśmiałość, której nie mógł zaakceptować żaden chłopak, który początkowo się nią interesował. Bo choć z reguły płeć męska, to płeć zdobywców, a płeć żeńska to płeć zdobywanych. To tak na prawdę obie strony muszą w jakiś sposób wyrażać swoje zainteresowanie, a Eliza po prostu tego nie potrafiła (czyli czuła się zawsze tak nie pewnie, że nie potrafiła uwodzić, flirtować, czy po prostu zachowywać się swobodnie).
    Aż nagle pojawił się w jej życiu Jón, który tak na prawdę na nic nie czekał. I nie chodzi tu o to, że w zamian sam sobie brał co chciał bez pytania. Tylko o to, że nie zrażając się jej problemami, w pewnych sensie zmusza ją do walki z nimi i uczy jak być kobietą, przy mężczyźnie. I jakkolwiek dziwne to nie wygląda, jest to dla niej swojego rodzaju terapia, praktyka... takie wrzucenie na głęboką wodę, podczas gdy reszta uczy się pływać zaczynając od płytkiej i powoli podwyższając jej poziom. Jón jednak nie jest kimś, kto tylko biernie patrzy jak Eliza się topi, lecz jest też instruktorem i ratownikiem, który udziela jej wskazówek, pomaga, a w razie czego ratuje. Rzeczywiście trochę jak rodzic dziecko. Ale skoro ona nie umie umie pływać, to jak nie czując dna pod stopami może mu odmówić?
    Nie jest w tym jednak całkowicie naiwna, bo zdaje sobie sprawę, że go tak prawdę nie zna i że nie wie czego się może spodziewać. Dlatego choć stara się mu ufać, gdzieś tam jest czujna. Ktoś przecież tak nie pewny swych wartości, jak ona, nie jest w stanie w pełni uwierzyć, że ktoś jest dla miły zupełnie bezinteresownie.
    A ta jego tajemnicza, nie znana strona - to inna sprawa, która kiedyś, być może się rozwikła...
    Jest to połączenie opowiadania, z pamiętnikiem. Tu nie chodzi o to co się dzieje wokół bohaterki, ale wewnątrz niej. Bo to ma być właśnie tak, jakbyśmy czytali jej pamiętnik i dowiadywali się z niego co czuje i jak odbiera różne bodźce, osoba nieco inna od reszty swoich rówieśników. Nie mogłam jednak zamknąć tego w typowym pamiętnikowym stylu, bo byłoby to rzeczywiście nudne. Dlatego są tu elementy także zwykłego opowiadania. Tylko takiego specyficznego. Może rzeczywiście trochę to się wlecze i jest za mało akcji, to zależy co kto lubi. Wydawało mi się też, że rozdziały są dobrej długości. Pierwszy taki mi się wydawał i resztę chciałam zrobić o podobnych rozmiarach, żeby to jakoś wszystko wyglądało. Ale skoro mówicie, że za krótkie -następny będzie dłuższy (i zamierzam opuścić już góry). Akcje też na pewno jeszcze jakieś będą ;)
    Ale fajnie że jednak piszecie co o tym myślicie. Przynajmniej wiem na czym stoje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No okay, ale skąd ja mam wiedzieć, że ona tego nie potrafiła? Równie dobrze mogła byś nieatrakcyjna i nie mieć zainteresowania, albo być molem książkowym, który w wieku nastoletnim nie wychodził do ludzi. - Nie przedstawiłaś jej przeszłości na tyle obrazowo, bym ja mogła wiedzieć dlaczego ona jest dziewicą, dlaczego nigdy się nie całowała i dlaczego imponuje jej ktoś tak nudny jak Jón.
      Co do jego imienia, to zapewniam, że czytam dokładnie, tyle, że zazwyczaj w kolejkach choćby u lekarza. Znaczące fakty zazwyczaj staram się zapamiętywać, tylko tak jak mówiłam nie mam pamięci do zagranicznych imion. Dlatego w jego przypadku zapamiętałam pisownie, a nie to jak się czyta.
      Ja tam nie widzę go w rodzaju instruktora, ani jakiegoś ratownika. Dla mnie to facet przeraźliwie troskliwy i opiekuńczy, zupełnie nie traktujący jej jak kobietę, na dodatek jak o nim czytam to pojawia się przed moimi oczami obraz takiego pedancika, który musi być zawsze do wszystkiego dokładnie przygotowany i wszystko mieć zapięte na ostatni guzik - ja nie lubię tego typu ludzi, czyli gdyby był żywy, to kolegą moim z pewnością by nie został. Może tobie taki typ faceta się podoba, bo sama w jednym z komentarzy oceniłaś go mianem "pociągającego" (nie wiem czy określałaś na podstawie własnych upodobań, czy też Elizki), mnie podobać się nie musi, mnie by zanudził.
      Natomiast co do tej niewinności Elizki, to ja też znam kobiety, które w życiu nie były w związkach, ale wydaje mi się, że pierwszy pocałunek to mają już za sobą, choćby przez te durną zabawę znaną na większości podwórek, nazywa się "gra w butelkę". Poza tym to już nie chodzi o to, że jest dziewicą, a o jej zachowanie, jak taka pusta idiotka chwilami, która wystarczy, że przystojniak zagwizdał, a ona już się rozgląda na wszystkie strony by móc do niego podbiec (wybacz tak wulgarną przenośnie). Jej zachowanie jest typowe ale wydaje mi się, że dla osoby o wiele młodszej, gdybyś nie napisała ile ona ma lat, to ja bym pomyślała, że 14 i że właśnie po raz pierwszy jakiś chłopak się nią zainteresował. Z drugiej strony Elizka ma 21 lat (chyba, o ile nie 22, bo tu mogłam wybacz naprawdę coś pokręcić), powinna zdawać sobie sprawę z pewnych rzeczy, choćby z tego, że... nawet nie wiem jak to określić, ale ona tańczy tak jak Jón jej zagra. On mówi "chce robić zdjęcia, nie ruszaj się, nie uśmiechaj", a ona to robi. On mówi "chce ci sprawić przyjemność", a ona "dobrze". Ona jest taka bez własnego zdania, nie umiejąca się postawić, przeciwstawić, a nawet nie prosi o wyjaśnienia. Nie pyta "po co" ani "dlaczego". Jakby ją zupełnie nie interesował jej los, jakby położyła się na wodzie i płynęła z prądem Jóna. Tylko ją lubię, nie wiem czemu ale czekam na to aż się na nim przejedzie i w końcu dojrzeje, zacznie myśleć głową i przestanie być taka naiwna, bo jak na razie to ja widzę, że on tu rozdaje karty, a ona wszystko łyka jak pelikan. Z drugiej strony nie rozumiem też dlaczego zaimponował jej akurat on, bo tego w jej przemyśleniach nie ma, więc mogę tylko się domyślać, ze lubi takich poukładanych chłopców, którzy prawią komplementy na każdym kroku i okazują zainteresowanie w niezwykle sztuczny, wręcz wyuczony sposób. Jednak tak jak mówiłam ją nawet lubię, jej postać mnie nie męczy, a on jest tak idealny, że to aż męczy, jest za poprawny i albo jest po prostu nudziarzem, albo ma wyuczoną grę aktorską.

      Usuń
    2. I naprawdę nabierz dystansu do postaci. Dla ciebie to fajne, że Jón się po dwóch dniach odezwał i przygotował do podróży w góry. Dla mnie to przygotował się aż za bardzo, za nudno, nie ma w nim niczego spontanicznego. Całe jego zachowanie to właśnie przygotowanie i perfekcja. Wyobraź sobie znosić towarzystwo kogoś takiego w codziennym życiu - może ty byś je zniosła, ale ja nie. Po tym jak go opisałaś oczami Elizki ja widzę faceta, który zanim zaprosiłby dziewczynę do siebie na kawę to zakupiłby 4 różne bo by nie był pewny czy woli rozpuszczalną, zbożową, czarną czy z ekspresu - może połowie dziewczyn na tym świecie coś takiego by się spodobało i uznałyby to za słodki gest, ale druga połowa uznałaby to właśnie za zbytnią perfekcyjność i za nudę, nudę i jeszcze raz nudę, bo dla nich to co idealne jest nudne.
      Może i rozdziały są dobrej długości, ja jednak jestem przyzwyczajona do rozdziałów książkowych, gdzie są one zazwyczaj dłuższe i w każdym się coś dzieje, każdy coś ujawnia i zbliża do końca. U ciebie to po prostu, w którymś momencie stanęło w miejscu. Początek moim zdaniem jest jak najbardziej dobry, potem ich poznanie i to jak ją odwiózł powinno być jako jeden rozdział, następnie te ich góry aż do momentu tej palcówki, no i to co po palcówce aż do ich pożegnania - czyli ja naliczyłabym cztery rozdziały. Moim zdaniem po prostu utknęłaś w tych górach, gdzie przez większość rozdziałów nic się nie dzieje, tylko chodzą i robią zdjęcia i tu największą frajdą są właśnie te dobre opisy terenów i krajobrazów, a nie ich relacje. Choć wiesz, ja mogę radzić, a zrobisz i tak jak uważasz i jak tobie będzie wygodnie. Sama też nie wszystkie rozdziały mam długie, też niektóre są takie przestojowe i w niektórych momentach akcja też staje w miejscu i stoi przez kilka rozdziałów, tylko ja zdaje sobie sprawę z tego, ze jakbym miała składać swoje wypociny choćby do e-booka to niektóre rozdziały powinnam połączyć w jeden.
      I naprawdę nabierz dystansu i nie tłumacz tak zachowania bohaterów na każdym kroku, pozwól im obronić się samym, po przez kolejne rozdziały. A i po nich może się okazać, że połowa czytelniczek będzie do Jóna wzdychała, a druga połowa nawet by na jego uśmiech uśmiechem nie odpowiedziała - każdy ma swój gust, i o gustach można podyskutować, ale raczej nie mamy wpływu na to by ktoś swój gust zmienił.

      Usuń
    3. Nie rozróżniasz dwóch rzeczy. Ja mam dystans do postaci. Możesz o nich myśleć i mówić co chcesz naprawdę. To przecież wina postaci nie moja.
      Chodzi mi ogólnie o całokształt opowiadania i zrozumienie jego sensu. Bo się trochę na sobie zawiodłam, że nie potrafię pisać tak, żeby ktoś zrozumiał o czym pisze. Ale ok może Tychon ma racje, że każdy tak czy siak zinterpretuje to inaczej. Bo każdy rzeczywiście ma inne przeżycia i inne spojrzenie na ąwiat i niech tak zostanie.

      Usuń